sobota, 1 czerwca 2024

Kontynuacja refleksji o morzu

[19 lipca 2019]

jestem małym księciem, który jednego dnia oglądał zachód słońca czterdzieści trzy razy

więcej -> tutaj 



[25 maja 2024]

Jestem znowu na plaży. Prawie dwa lata nie widziałam Bałtyku. Nie wiem, kiedy to zleciało. Byłam zajęta. Piasek, masujący stopy, zimna woda, mały puchaty pies wąchający twój nos, małe muszelki pękające zanim wyciągniesz je z wody. Kontenery po lewej, drzewa po prawej. Może przydałoby się kupić taki kontener i otworzyć w nim kawiarnię. Dlaczego nie? Wkraczamy w wiek maksymalnego potencjału.
W życiu wiele się zmieniło, ale to jedno zostało. Szum i widok morza przynosi maksymalne uspokojenie. Kropi deszcz, nic się nie dzieje, ale nie chcesz stamtąd odejść. Jak wielki magnes.
Jest maj, woda nadal lodowata, poza tym, jak wiadomo, na Stogach jest o wiele zimniej niż w centrum Gdańska. Mimo to idziesz się kąpać, inaczej wyprawa niezaliczona. Wchodzisz do wody powoli, a twoim celem jest ta wysoka łacha kilkadziesiąt metrów w głąb morza, na którą wspinasz się i masz znowu wodę do połowy łydki. 


Na Malcie byłam dryfującą bojką, mocząc tyłek w słonej wodzie gdy tylko nadarzyła się okazja, bez śladów znudzenia. Ale to było pięć lat temu. Wszystko, co starsze, nie liczy się nawet do życiorysu naukowego.
Nie szkodzi - gdybym budowała CV na podstawie kolekcji doświadczeń związanych z morzem, nie byłoby tak źle, nawet jeśli ostatnio trochę tę dziedzinę zaniedbywałam. 

wrzesień 2019, pusta, wietrzna i pochmurna plaża w Timaru w Nowej Zelandii. I ani jednego pingwina, podobnie jak w jakimkolwiek innym punkcie zachodniego wybrzeża wyspy Południowej.


luty 2020, gorąca, ale zaskakująco równie pusta plaża na wyspie Langkawi w Malezji. Masz wielką ochotę się wykąpać, ale dno jest tak muliste i nieprzyjemne, że kończy się na brodzeniu po kostki. I wspinaniu na palmę. Mała strata, biorąc pod uwagę, że zaraz trafisz do naturalnego basenu na szczycie wodospadu. 

maj 2020, plaża Kashii w Fukuoce wydaje się cudowniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, bo po dwóch miesiącach zamknięcia możesz wyjść na w miarę normalny spacer. Nie ma mowy o pływaniu, woda jest dość brudna, a po drugiej stronie zamiast bezmiaru horyzontu majaczą zabudowania Island City (Airando Sziti). I tak jest fajnie, bo z tą nieciekawą plażą położoną zaledwie 15 minut spacerem od akademika wiążą się różne ciekawe wspomnienia.


lato 2020, Itoshima, Ikonomatsubara, Momochi, albo ta plaża w połowie drogi do Uminonakamichi. W Japonii morze jest mniej dostępne, trzeba się postarać, dalej dojechać, bardziej zmęczyć, a woda jest ciepła jak zupa miso (nawet ma podobne wodorosty), ale warto. Piknik wśród drzew i czekanie na burzę. 

czerwiec 2021, Gdańsk. Ekspresowy jednodniowy wypad, bo miałam dużo pracy i magisterkę do obronienia, ale wycisnęłam go jak cytrynę. Wyjazd typu "jestem młoda, więc mogę wyjechać o piątej rano, cały dzień się szwędaczyć po mieście, a potem przespać się trzy godzinki i następnego dnia wrócić do pracy, nawet jeśli z opalenizną a'la rak".

lipiec 2021, znowu Malta, bo moja historia kołem się toczy i polega na powtarzaniu i powrotach. Prosto stamtąd leciałam do Aten, bo interesowała mnie antyczna historia; oczywiście szukałam dostępu do morza, ale plaża w Pireusie jest trochę jak ta japońska, za ciepło, za zupowato, więc długo tam nie zostałam.


wrzesień 2021, Costinesti, Rumunia. W pobliżu pełno starych, opuszczonych hoteli pamiętających czasy Ceausescu. Przyjemniejsza plaża jest kilka kilometrów na południe (prawie że w Bułgarii) ale i tak z większą nostalgią będę wspominać dotarcie do tej sennej miejscowości prosto ze szczytu Moldoveanu, picie wina na ciepłym jeszcze piasku, jedzenie herbatników i czytanie rozmówek polsko-rumuńskich. 

To jest tak, jakby mój organizm co kilka miesięcy przypominał sobie, że chce być nad dużą wodą, wejść do niej i na jakimś abstrakcyjnym poziomie połączyć się z dalekimi lądami, które leżą po jego drugiej stronie. Każde morze jest fascynujące. Czasami nawet to zimowe jest ciekawsze od letniego, bo nie tak oblegane, trochę tajemnicze, chyba że to Mielno w połowie lutego. 

Agusowi też bardzo podobało się w Gdańsku. 
Następny odcinek będzie pozytywny: co wzbudza zachwyty u Indonezyjczyka, podczas gdy dla Polaka stanowi chleb powszedni [część pierwsza, zobaczymy, czy nie ostatnia] 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz