środa, 8 marca 2023

Długa historia krótkiego ślubu i paniki w stylu hygge / Long story of short wedding and hygge-style panic

[English below]

Od mniej więcej miesiąca wszystko, co mnie spotyka (pomimo tego, że planowane od dawna) jest przyprawione lekką nutą niedowierzania. Gdyby ktoś kilkanaście lat temu spytał mnie, jak sobie wyobrażam okoliczności własnego zamążpójścia, nie tak by to wyglądało. Moja wyobraźnia bywa bujna, ale bez przesady. 
Biała suknia, kwiaty, goście, wesele, ryż sypany po wyjściu z kościoła, pierwszy taniec, podróż poślubna, po co to komu? Znacznie lepsza jest podróż przedślubna, losowa duńska wysepka, przeprowadzka w biegu i stres o legalizację pobytu swojego męża. Poznać go w jednym kraju, zaręczyć się w drugim, wziąć ślub w trzecim, po to żeby mieszkać w jeszcze innym. Polka i Indonezyjczyk, ceremonia odprawiana w Danii, po angielsku, przez urzędniczkę z Norwegii. Trudno zdobywane wizy, ponad dwa lata rozłąki, rzucanie wszystkiego i latanie dziesięć tysięcy kilometrów w jedną stronę, ryzyko wydania dużych ilości pieniędzy na nic, przytłoczenie myśleniem o wszystkim naraz i... hygge. Nasłuchiwanie deszczu, herbata przy świetle świeczki i spacer nad zamglonym brzegiem morza. Chwila czystego spokoju w prawdopodobnie największym zamęcie życia. Jak to wszystko możliwe?!