i te żal się boże podróże
żeby mnie było więcej
żeby mi się widziało
jestem wszystkim czego nie mam
furtką bez ogrodu
Przy dworcu kolejowym Venezia Santa Lucia wisi duży biały baner z napisem TOURISTS GO HOME.
Nie żeby ktoś na niego zwracał uwagę. Turyści są i będą, 5 euro pobierane od jednodniowych odwiedzających tego nie zmieni. 5 euro pobierane tak, jakby cała wyspa była jednym wielkim muzeum.
Nie żeby ktoś na niego zwracał uwagę. Turyści są i będą, 5 euro pobierane od jednodniowych odwiedzających tego nie zmieni. 5 euro pobierane tak, jakby cała wyspa była jednym wielkim muzeum.
W świecie masowych i powszechnie dostępnych podróży każdy chce być oryginalny i nietuzinkowy. Budapeszt zamiast Barcelony, małe miasteczka na południu Francji zamiast obleganego przez imigrantów Paryża, Lądek Zdrój zamiast Londynu. Takie trendy panują na instagramie.
I sama pewnie bym się nie pchała w to zatłoczone, głośne, przereklamowane i drogie miasto, jakim jest Wenecja, ale miałam noclegi za darmo (50 centów plus city tax), więc dlaczego nie - warto zobaczyć, o co tyle hałasu, zanim zostanie całkowicie zalana wodą.
Jakie wrażenie na mnie zrobiło, to już wiecie z poprzedniego wpisu (i kolejnego, jeśli czytacie nie po kolei) (i o ile go napisałam). Oczywiście łatwo powiedzieć, że lepiej by się to wszystko prezentowało, gdyby nie było tylu turystów.* Przeprawa przez most Rialto - najbardziej znany punkt miasta, oprócz placu Świętego Marka - była za każdym razem drogą przez mękę. Na Piazzy przynajmniej zmieści się sporo ludzi naraz, Rialto za to jest jak wąskie gardło, metaforycznie przywodzi mi na myśl podduszanie Wenecji. Ludzie chodzący, stojący, przepychający się, robiący zdjęcia, sprzedający coś, kupujący coś, oglądający, jak inni coś kupują, oraz attenzione pickpocket!
*i bardzo zabawnie to brzmi w ustach turysty właśnie. To jak wybudowanie domu nad jeziorem i bycie niazadowolonym, że po drugiej jego stronie pojawiają się inne domy, bo psują ci widok.
Więc tak, dochodzimy do paradoksu. Mając świadomość nadmiaru turystów, sami się do tego nadmiaru przyczyniamy. Nie skomentuję tego szerzej. Nie powiem, że ja jestem inna, bo jestem świadomym turystą, a nie bezmyślnym, ani nic w tym rodzaju, bo z zewnątrz pewnie wyglądam tak samo jak wszyscy inni Polacy kupujący tanie loty Ryanaira.
Ale zrobiłam też coś, na co pewnie nie każdy standardowy turysta się zdobywa. Wyszłam poza bańkę pod tytułem wokół-dworca-Mestre-ale-tylko-blisko-hoteli. Patrząc na mapy google, zobaczyliśmy, że Lidl jest niedaleko, i postanowiliśmy się tam wybrać. Wiadomo. Nie wiedzieliśmy tylko, że mapom nie zawsze warto ufać w kwestii wyboru trasy.
W jedną stronę szliśmy podziemnym tunelem okupowanym przez narkomanów, a w drugą - chcąc go uniknąć - nadziemnym, ale pod-ulicznym ciemnym chodnikiem okupowanym przez bezdomnych (w tamtym momencie prawie pustym). Do tego ewidentnie zagrodzone przejścia na wiadukcie, z których musieliśmy skorzystać, jeśli nie chcielibyśmy powtórki tej przygody. Gdy kilka miesięcy temu rodowity Wenecjanin powiedział mi, że w Wenecji jest bezpiecznie, a w Mestre "hmm nie bardzo" to wyobrażałam sobie coś w stylu warszawskiej Pragi - stereotypowo zaniedbanej, ale w rzeczywistości obecnie niewiele różniącej się od reszty miasta. No cóż, w Mestre przeżyłam szok, i chyba nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak na widok znajomego hotelowego logo.
W jedną stronę szliśmy podziemnym tunelem okupowanym przez narkomanów, a w drugą - chcąc go uniknąć - nadziemnym, ale pod-ulicznym ciemnym chodnikiem okupowanym przez bezdomnych (w tamtym momencie prawie pustym). Do tego ewidentnie zagrodzone przejścia na wiadukcie, z których musieliśmy skorzystać, jeśli nie chcielibyśmy powtórki tej przygody. Gdy kilka miesięcy temu rodowity Wenecjanin powiedział mi, że w Wenecji jest bezpiecznie, a w Mestre "hmm nie bardzo" to wyobrażałam sobie coś w stylu warszawskiej Pragi - stereotypowo zaniedbanej, ale w rzeczywistości obecnie niewiele różniącej się od reszty miasta. No cóż, w Mestre przeżyłam szok, i chyba nigdy wcześniej nie cieszyłam się tak na widok znajomego hotelowego logo.
taki widok podczas tego spaceru, a dwieście metrów dalej tańce, hulanki, karaoke
Nie chodzi tylko o narkomanów, bezdomnych i imigrantów. To również szok przestrzenny. Jeśli nie chcesz, to tego nie zobaczysz jako turysta. Opuszczonych, zarastających budynków zaledwie sto metrów dalej. Dlaczego opuszczozne i zarośnięte? A po drugiej stronie mostu jedno z najbardziej turystycznie oblężonych miast świata? Na to też nie odpowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz