środa, 24 sierpnia 2022

Kopenhaga: długie dni i ciekawe wieże / Copenhagen: long days and interesting towers

[English below]

O czym pisać w Kopenhadze? Rowery? Lukrecja? Hygge? Przez pewien czas brakowało mi inspiracji, choć był to bardzo udany, wyczekany wypad do uporządkowanego i rozwiniętego kraju europejskiego (po szalonej Indonezji i prawie roku bez żadnej innej wycieczki zagranicznej). Do tego wprost nie mogłam się doczekać, by skorzystać z moich pracowniczych benefitów w postaci darmowych noclegów tu i tam. Nie wiedziałam wówczas jeszcze, że czeka mnie Akwizgran. 

Mamy czerwiec. Indonezyjskie wspomnienia już trochę wyblakły, ale Kopenhaga to jest przyjemne przeciwieństwo tamtejszego chaosu - nie zrozumcie mnie źle, chaos bardzo mi się podobał. Ale mamy to: przewidywalne miejsce, w którym można czuć się bezpiecznie i pewnie, planując intensywne zwiedzanie. Brakowało mi tego rodzaju uczucia, że jestem gdzieś po raz pierwszy w życiu, zasadniczo nic nie wiem o niczym, ale biorę mapę z informacji turystycznej, kupuję kilkudniowy łączony bilet na komunikację miejską i muzea, zakładam plecak na plecy i jestem panią wszystkiego.

Panią wszystkiego z absurdalnym lękiem wysokości.

Ale po kolei. Nie wyłączajcie odbiorników. Najpierw program informacyjny.

Garść najważniejszych praktycznych informacji o Kopenhadze:

1. Jest całkiem tak jak w Gdańsku. Przekonajcie mnie, że nabrzeże Nyhavn nie jest na pierwszy rzut oka łudząco podobne do brzegu Motławy na gdańskiej starówce. 

2. Publiczne toalety są całkowicie darmowe (w przeciwieństwie do Niemiec, gdzie musisz wydać 50 centów nawet w centrum handlowym). Ale czasami nie otwierają się tajemnicze drzwi, na podłodze jest basen albo zamykają ją godzinę przed czasem. 

3. Pociągi miejskie oznaczone są literami (A, B, C, D i tak dalej), a na stacjach nie ma typowego rozkładu, tylko musisz rozglądać się czujnie i obserwować, która litera wjechała tym razem. Uwaga! Nie jeżdżą w kolejności alfabetycznej. Uwaga 2! Na niektórych wagonach nie działają wyświetlacze, więc musisz wpierw wsiąść, by dowiedzieć się, co to jest.

4. Nie przeliczaj cen np. jedzenia z koron na złotówki, bo się przerazisz - albo w ogóle nie patrz na ceny, bo zawsze wyglądają groźnie, a tak naprawdę ta sama wartość podana w euro brzmi normalnie-typowo-zachodnioeuropejsko. 100 koron to mniej niż 15 euro. Za 60 koron można zjeść kebaba, na przykład. 

5. Kaczki jedzą ci z ręki nawet, gdy sobie tego nie życzysz. Podejrzewam, że lubią cynamonowe zawijasy.

6. Metro jeździ jak w zegarku, ale autobusy zatrzymują się jak chcą. Wszystkie przystanki są na żądanie, ale nie wszystkie żądania zostają wysłuchane. 

7. Łódki po jeziorach pływają nawet, gdy pada deszcz. Pozwala to uniknąć czucia się jak idiota, gdy pomimo pogody jedzie się gdzieś daleko poza miasto a potem jeszcze idzie dobry kawał. Wszystkie napisy są po duńsku wyłącznie, ale obsługa zwykle mówi po angielsku.

8. Rowerowe korki, zapełnione rowerowe parkingi, setki, tysiące rowerów wszędzie przez cały czas. 

9. Pilnuj bacznie swojego ulubionego sklepu Netto, bo jak spuścisz z niego wzrok na pół dnia, to zamkną go znienacka z powodu jakiegoś tajemniczego duńskiego kryminalnego dochodzenia. 

10. Jeśli wylatujesz z lotniska w Kopenhadze, pojedź na nie mniej więcej piętnaście godzin wcześniej, bo będą cię przeganiać z jednej strony na drugą, a i tak wylądujesz w kilometrowej kolejce do kontroli bezpieczeństwa. Oczywiście twoja bramka odlotu będzie gdzieś w innym województwie. W ogóle warto rozważyć przeprawę jakimś promem, ze względu na samolotowe skrajne przeżycia, o których kilka akapitów niżej. 

11. Uroczysta zmiana warty przed pałacem Amalienborg dłuży się w nieskończoność i jest mniej spektakularna niż np. ta w Atenach (kopanie tureckich tyłków pomponami), ale to i tak kupa frajdy, bo wartownicy przeszukują sobie płaszcze i maszerują jakby mieli z 600 lat. Czasami dziecko wjedzie rowerkiem na środek placu. 

12. Ogrody Tivoli są fajne do odwiedzenia nawet gdy nie idziesz na żadne karuzele, bo cię nie stać. 



Czas na część meteorologiczną.

Kraina długich dni

Nie wiem, czy tylko mnie to zachwyca, ale ja naprawdę nie mogłam wyjść z podziwu nad tym, jak długi był dzień. Nigdy nie byłam chyba w żadnym punkcie wysuniętym bardziej na północ, w dodatku zwiedzałam Kopenhagę w okolicach przesilenia letniego (17-20 czerwca). Zachód słońca był po dwudziestej drugiej, a na zachodnim krańcu nieba (w którym to kierunku wychodziło moje okno) jasna poświata utrzymywała się chyba prawie do północy. Pokazy fajerwerków odbywały się chyba właśnie tuż przed północą. 

niebo o 23.09

Tak długie dni sprawiają, że chcę wykorzystać cały ten czas i nie spać wcale i tylko zwiedzać i odkrywać albo błąkać się zwyczajnie wzdłuż długich kamienic z czerwonej cegły. Tak jak w dzieciństwie byłam z rodzicami nad morzem, i mówili mi, że czas iść do domu, a ja, bawiąc się w najlepsze odpierałam to argumentem, że "przecież jeszcze jest dzień". Dobrze, że nie wymyśliłam sobie dłuższego urlopu. 

Teraz ostatnia część dzisiejszego programu - film sensacyjny o chwytliwym tytule:

Co mają wspólnego wieża Kościoła Naszego Zbawiciela i opóźniony samolot Wizzair?

Oba spowodowały u mnie lęki o własne życie, zapewne bezpodstawne, ale kto wie?

Kiedy po sporych turbulencjach podczas schodzenia do lądowania, gdy za oknem miga ci tylko ciemnoniebieska tafla wody cieśniny Sund słyszysz po raz pierwszy w życiu przerwany chwilą milczenia komunikat załogi, żeby zapoznać się ponownie z zasadami bezpieczeństwa i ewakuacji, życie potrafi przelecieć przed oczami. Przynajmniej mi. Co ciekawe, w drodze powrotnej było to samo (po półtoragodzinnym opóźnieniu spowodowanym sprawdzaniem stanu technicznego samolotu??!), więc nie wiem, czy to nowy standard (ale dwie różne linie lotnicze!), czy dwukrotnie oszukałam przeznaczenie. 

Dobrze, że do Niemiec jechałam pociągiem.

Ale miało być o wieżach. 

Kto normalny buduje wieżę kościoła z zewnętrzną klatką schodową? Na sam czubek? I to w XVIII wieku? Nie, żebym nie wierzyła w zaawansowaną myśl architektoniczną i techniczną sprzed prawie trzystu lat, ale chyba po raz pierwszy przyszła mi do głowy myśl, że przecież tę konstrukcję zbudowali ludzie, a ludzie są omylni, więc dlaczego wszystko miałoby nie runąć właśnie teraz. Dziś jest dzień tak samo dobry na piękną katastrofę jak każdy inny. Lekko pochyła powierzchnia tarasu, zwężające się stopnie i silny wiatr nie ułatwiały sprawy. 

A jednak czekałam ponad godzinę pod tym kościołem, w skarpetkach, ze spalonym nosem (kto by pamiętał o kremie z filtrem w środku czerwca?), zmęczona całodziennym chodzeniem, po to, żeby tam wejść. Na szczycie miałam lekki atak paniki (chyba właśnie tak wygląda atak paniki) i przez pewien czas nie mogłam ruszyć się ani w górę, ani w dół, ale mi przeszło i nawet nagrałam chaotyczny wiejący wiatrem trzęsący się filmik. 

By zrównoważyć sobie ekstremalne przeżycia, a jednocześnie uniknąć traumy (w myśl zasady, że po spadnięciu z konia natychmiast musisz na niego wsiąść), od razu po tej wieży wspięłam się na kolejną. Też niezwyczajną. Tym razem wszystko w środku, bezpiecznie, po niewielkim spadku, a wręcz skrajnie niewielkim, bo to taki spadek, po którym można wjechać powozem konnym albo samochodem. Albo wprowadzić różne instrumenty astronomiczne, bo do tego to pierwotnie służyło. Więc tak, metaforycznie, nawiązując do wstępu, Kościół Naszego Zbawiciela był Indonezją, z Okrągła Wieża - Danią. 


Z tarasu widokowego widać most łączący Danię ze Szwecją i majaczące niepewnie na horyzoncie zabudowania Malmo. Z wieży kościoła Naszego Zbawiciela pewnie też, ale nie miałam głowy do tego, by odpowiednio się rozglądać.

Ze skrajności w skrajność, Kopenhago, podoba mi się takie podejście - nie wierzcie w stereotyp skandynawskiej powściągliwości, o ile taki istnieje. 

Kolejny wpis: o tym, dlaczego warto posiedzieć przez kilka dni na środku pola, z dala od cywilizacji (i o futermylokach), albo o tym, co zrobić, jak ma się więcej pomysłów niż czasu i energii (sama chętnie się najpierw dowiem).

[ENGLISH]

What should I write about in case of Copenhagen? Bicycles? Licorice? Hygge? For some time I lacked inspiration, although it was very pleasant, long-awaited trip to an organised and well-developed European country - after crazy Indonesia and almost a year without any other journey abroad. Also, I was looking forward to finaly use my employee benefits (free accomodation here and there). 

It's June. Indonesian memories have faded a little bit and Copenhagen is a nice opposite to chaos - don't get me wrong, I enjoyed chaos very much and I miss every minute of it. But now we have this: predictable place where you can feel safe and confident planning an intense sightseeing tour. I missed this kind of feeling that I am somewhere for the first time in my life, basically know nothing about anything, but I take a map from a tourist information, buy a combined ticket for transportation and museums, put a backpack on my back and I'm master of everything.

Master of everything with an absurd fear of heights. 

But first things first. Do not turn off yout tv. First, the news. 

A handful of the most important practical information about Copenhagen

1. It is quite like Gdańsk. Convince me that Nyhavn is not, at first glance, confusingly similar to Motława shore in Gdańsk old town. 

2. Public restrooms are completely free of charge (unlike Germany where you need to spend 50 cents even in the shopping mall). But sometimes the secret door doesn't open, or there's a swimming pool on the floor, or they close it one hour early.

3. City trains are marked with letters (A, B, C, D and so on) and there is no typical timetable at the platforms, so you just need to look around and observe which letter comes now. Attention! Trains do not come in alphabetical order. Attention 2! Electronic displays don't work on some trains so you need to enter it to know which letter is that.

4. Don't convert the prices of, for example, food, from krone to złoty because you will get scared. Or don't look at the prices at all because they always look high. In fact, the same value given in euro sounds like normal-western-European price. 100 krone (krones?) is less than 15 euro. And you can get kebab for 60 krone(s), for example. 

5. Ducks will eat from your hand, even if you don't want them to. I suspect they like cinnamon swirls. And they don't have pockets to keep money.

6. The subway runs like a clockwork, but the buses stop as they please. All stops are on request but not all requests are being heard. 

7. Even when it's raining, lake boat trips are not cancelled. This allows you to avoid feeling like an idiot when, despite the weather, you go somewhere far outside the city and then walk even more. All written descriptions and announcements are usually in Danish only, but the staff speaks English.

8. Bicycle traffic jams, full bicycle parking lots, hundrets, thousands of bicycles everywhere all the time. 

9. Keep and eye on your favourite Netto store because if you take your eyes off it for half of a day, it will suddenly shut down due to some mysterious Danish criminal investigation.

10. If you are departing from Copenhagen airport, go there about fifteen hours in advance as they will tell you to walk from one side to another and you will end up in kilometer-long line to security control anyway. Obviously your gate will be somewhere in a different province. Actually it is worth considering taking a ferry ride, due to extreme airplane experiences that I will describe a few paragraphs below.

11. The ceremonial changing of guard in front of Amalienborg Palace takes forever and is less spectacular than, for example, the one in Athens (kicking Turkish asses with pompons), but still - it's loads of fun because the guards search each other's coats and march as if they were 600 years old. Sometimes the kid would ride a bike to the centre of the square. 


12. Tivoli Gardens are fun to visit even if you are too poor to take any ride. 

Tthat's it. Time for meteorological part!


The land of long days

I don't know whether it's only me who's amazed by that, but I really couldn't get over how long the day was. I have never been any further to the north. In addition, I visited Copenhagen around the time of summer solstice (17-20th June). Sunset was after 10 pm, and at the western edge of the sky (my window was facing that direction) bright glow seemed to last until almost midnight. They needed to wait a long time to start firework shows. 

sky at 11.07 pm

Such long days made me want to use all this time fully and stay awake and just keep sightseeing and exploring or simply wandering along long red brick tenement houses. Just like as a kid, when I was on holiday at the seaside with my parents, and they told me that it was time to go home in the evening. And I was like "but it's still daytime!". Well it's good I didn't take longer vacation.

Now, for the last part of today's program: action film with the catching title:

What do the tower of Our Savior Church and delayed Wizzair flight have in common?

Both of them made me fear for my own life. Probably unfounded, but who knows?

When, after a considerable turbulence just before landing, when only the dark blue surface of Oresund is visible outside the window, you hear for the first time in your life the crew's announcement (interrupted by a moment of silence??!) to read safety and evacuation rules again, life can flash before your eyes. At least in my case. Interestingly, exactly same situation happened on our way back (after an hour and a half delayed departure caused by checking of technical condition of the plane??!) so I don't know if it is some kind of new standard (but two different airlines!) or I tricked the destiny twice within few days.

It's good that I went to Germany by train. 

But it was supposed to be about the towers. 

What kind of person builds a church tower with an external staircase? To the very top? In 18th century? Not that I didn't believe in advanced architectural and technical thought of engineers living almost 300 years ago, but - again - for the first time it occured to me that this structure was built by people. And people do make mistakes. So why shouldn't everything collapse right now? Today is as good day for a beautiful catastrophe as any other. Slightly sloping surface of the terrace, narrowing steps and strong wind didn't make it any easier. 

And yet I waited for over an hour in front of that church, wearing socks, with sunburnt nose (who remembers about sunblock in the middle of June?), tired of walking all day, to get there. At the top I had some kind of panic attack (I am not very familiar with the feeling) and for a while I couldn't move up or down, but I got over it and even took chaotic windy shaky video.  

In order to balance my extreme experiences and also avoid trauma - it is said that you need to get on a horse immediately after falling off it - I climbed another tower right after that. Another unusual tower. This time everything safely hidden inside, and the drop is very slight, better say - extremely small, because it is this kind of surface without stairs where you can ride a horse or drive a car. Or carry various astronomical instruments, as it was original purpose of building it. So yeah, saying metaphorically, Church of Our Savior was Indonesia and Round Tower was Denmark. 

From the observation deck you can see bridge connecting Denmark and Sweden and tiny shy Malmo buildings on the horizon. From the first tower they were probably visible as well, but you know, I didn't have brains to look around properly. 

From extreme to extreme - I like this approach, Copenhagen. Don't believe in the sterotype of Scandinavian restraint, if it is a thing. 

Next post: why is it good to spend a few days sitting in the middle of the field, away from civilisation (and also about futermyloks), or about what to do when you have more ideas than time and energy (I would like to find out myself first). 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz