sobota, 29 września 2018

Ja już nigdzie więcej nie jadę / I am not going anywhere anymore

[PL] [English below]

Siłą rozpędu tuż po powrocie z Malty wybrałam się w prawie miesięczną eskapadę, podczas której w żadnym miejscu nie zostawałam dłużej niż na kilka dni. To nie jest śmieszne, tym można się poważnie zmęczyć. Po tych czterech tygodniach nierozstawania się z różową miniaturową walizką Bereniki (wystarczyła!) usiadłam i - natychmiast - miałam poczucie, że jeszcze gdzieś muszę wyjść. Pojechać, najlepiej. Wszystko jedno właściwie, co, byle uciec przed perspektywą wpadnięcia w dobrze znaną rutynę i przed świadomością, że wróciłam na dobre. No cóż, przynajmniej na jakiś czas.


Kraina langoszem i mamałygą płynąca


Ludzie mylą Budapeszt z Bukaresztem, więc na wszelki wypadek odwiedziłyśmy oba, choć prawdziwym celem wyprawy była droga Transfogaraska. Jeśli w przeciągu dwóch tygodni bardzo szybko i często zmieniasz miejsca pobytu to po pewnym czasie zapominasz, gdzie jesteś, przenosisz się do jakiegoś równoległego wymiaru w którym nie istnieją odległości ani czas - ale poza zmęczeniem, które niechybnie temu towarzyszy, jest to całkiem przyjemne uczucie oderwania. 

proszę nas wpuścić do atrakcji

Krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie, tak że nie wiesz już, co jest czym: kopalnia soli, festiwal wina, park z wyspą, park na wyspie, muzeum terroru, muzeum kiczu, ziemniak komunizmu, parlament komunizmu, inny wspaniały majestatyczny parlament, a może talerz pełen mamałygi. 

Jednego dnia panikujesz, bo wjechałeś w środek gór z pustym bakiem, a do tego wszystkiego stoisz w korku - oczywiście pod górę; innego, bo znajdujesz myszy w pokoju, które nie dość, że mogą pozbawić cię płatków śniadaniowych i snu, to jeszcze dachu nad głową, następnie próbujesz umyć cały samochód na stacji benzynowej przy okazji tankowania, bo boisz się o swoje 1000 euro, nie wiesz, czy zdążysz na ten czy inny samolot, bo Bukareszt jest piątym najgorszym miastem na świecie, jeśli chodzi o korki, nie umiesz pozbyć się bani, bo pani w sklepie bardzo dowolnie wydaje ci resztę, kolejny raz wszyscy cię nienawidzą, bo chcesz wejść na kolejną górę/wzniesienie/schody, nie wchodzisz do zamku Draculi w Poienari, bo jest po 15, ale za to masz więcej czasu, by bać się o swoje życie prowadząc samochód po drodze Transfogaraskiej, uświadamiasz sobie, że na dwóch tysiącach metrów robi się zimno wieczorem, ale i tak wychodzisz robić zdjęcia co 3 minuty


i dobrze się bawisz.

czy to Paryż

czy to Rzym

...nie ma to znaczenia tak długo, jak możesz zjeść pyszny papanasz i wyrazić swoją duszę na papierowej podkładce pod jedzenie

Czas jednak wrócić na ziemię. 

Studia!! 

Nie wiem jak inaczej wyrazić mój przytępiony entuzjazm (nie jestem pewna czy mogę uważać się za osobę zdolną do przyswajania wiedzy po rocznych wakacjach) niż poprzez Andrzeja Bursę, który w formie wiersza wyraził to czym byłam na Malcie.

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego namiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość

możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka!


Poza tym, uczę się japońskiego. Umiem już spytać gdzie jest toaleta i powiedzieć, że w księgarni są kamienie i truskawki, więc to chyba całkiem nieźle. Może nie będzie tak fatalnie z tym przyswajaniem wiedzy, zresztą czym są studia magisterskie, jeśli nie... pisaniem magisterki. Bułka z masłem. 
W styczniu lecę na Maltę, bo mogę. Dopiero po entuzjastycznym kupieniu biletów pomyślałam o wątpliwym sensie tego.


Nawiązując do poprzedniego wpisu: jem schabowego i czytam książki, pani fryzjerka być może mnie nie poznała, babcia nakarmiła mnie pierogami i powiedziała, że nic się nie zmieniłam (tylko nie to, po co w ogóle wyjeżdżałam???), jak już wspomniałam, studiować chyba będę, choć wciąż nie mam żetonów na oguny, tęsknię za niebieską wodą i żółtym słońcem, i za rybą, i za imqaret, i za tym dziwnym życiem na wyspie, jednak jednocześnie mam nadzieję, że coś się kończy, coś się zaczyna i tego rodzaju rzeczy i będzie jeszcze dziwniej w niedalekiej przyszłości. 



[ENG]

By the power of momentum just after my return from Malta, I left home again for a nearly one-month escapade, during which I did not stay in one place longer than for a few days. It is not funny, you can get seriously tired. After these four weeks of not being separated from the pink Berenika's mini suitcase (it was enough!) I sat down in my room and - immediately - I had the feeling that I still had to do something. Go somewhere, preferably. It doesn't matter where, just to escape the prospect of falling into a well-known routine and being aware that I've come back for good. Well, at least for some time.

Land of langos and mamalyga


People confuse Budapest with Bucharest, so just in case we visited both, although the real goal of the trip was the Transfagarasan road. If, within two weeks, you change places quickly and often, then after a while you forget where you are; you simply move to a parallel dimension where there is no distance or time - but apart from the fatigue that accompanies it, it is quite a pleasant feeling of detachment.

Landscapes change like in a kaleidoscope, so that you don't know what is what: salt mine, wine festival, park with island, park on the island, museum of terror, museum of kitsch, potato of the communism, the parliament of communism, another magnificent majestic parliament, or maybe a plate full of mamalyga.

One day you panic because you drove into the middle of the mountains with an empty tank, and to make it worse you end up in traffic - of course uphill; another time, because you find mice in the room, which not only can deprive you of breakfast cereal and sleep, they can take a roof from over your head, then you try to wash the whole car at the gas station while refueling because you are worried about your 1000 euros; you don't know whether you will get on time on one or another plane, because Bucharest is the fifth worst city in the world, when it comes to traffic jams; you can't get rid of bani, because the lady in the shop very randomly gives you change; once again everyone hates you, because you want to go to this mountain / climb / stairs, you don't enter Dracula's castle in Poienari, because you get there after 3 pm, but thanks to that you have more time to fear for your life by driving on the Transfagarasan road, you realize that it gets cold in the evening at two thousand meters above the sea, but you're going to take pictures every three minutes anyway
and have a good time

OK, it is about time to get down to earth.


Studies!!

I don't know how to express my dull enthusiasm (I am not sure if I can consider myself a person capable of absorbing knowledge after a year's holidays) than through Andrzej Bursa, who in the form of a poem expressed what I was in Malta.

[very bad translation of the poem]


God, what a nice evening
so much vodka so much beer
and then a tangle
in the backstage of this paradise
between a plush curtain
and the kitchen behind the bars
I felt how I was freeing myself
from unnecessary energy
in which my youth had equipped me

possible
that I could use it differently
e.g., write 4 reports
on the prospects for the development of small towns
but
I don't give a shit about small towns
I don't give a shit about small towns
I don't give a shit about small towns!


Besides, I'm learning Japanese. I can already ask where the toilet is and say that there are stones and strawberries in the bookstore, so it's probably pretty good. Maybe it will not be so bad with this acquisition of knowledge, and also what are master's studies, if not... writing a master's degree. Piece of cake.


In January I'm flying to Malta because I can. Just after the enthusiastic purchase of plane tickets I got some doubts about the point of doing it.

link to the video about Malta

Referring to the previous text: I eat a pork chop and read books, maybe the hairdresser didn't recognize me, my grandmother fed me with dumplings and said that I am the same person (oh no, so why did I leave at all???), as I said I think I will study, although I still do not have magic tokens for some of classes I need to sign up for, I miss the blue water and the yellow sun, the fish and the imqaret, and the strange life on the island, but at the same time I hope that something ends, something begins and stuff like that and it will be even stranger than it was before. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz