niedziela, 12 kwietnia 2020

Kraj Kwitnącej Kwarantanny / Land of the Rising Quarantine

[English below]

Japonia, marzec 2020. Władze państwa oficjalnie odwołują tegoroczne kwitnienie wiśni ze względu na rozprzestrzenianie się koronawirusa. 
Brzmi to podobnie abstrakcyjnie jak to, że w kraju, w którym pierwsze przypadki zakażeń pojawiły się dwa miesiące wcześniej niż w Polsce, ładne kilka tysięcy kilometrów bliżej źródła wirusa, życie toczy się mniej więcej normalnie. Podczas gdy u nas emeryci robią zakupy między 10 a 12, nie można wchodzić do lasu, a do sklepu trzeba chodzić w rękawiczkach. 
Japonia, kwiecień 2020. Nikt nie musi odwoływać Wielkanocy, bo jej nie ma, hehe.


Wiśnie wypuściły pączki, zakwitły i przekwitły, a wirus ma się dobrze i coraz lepiej. 
Niedługo po przełożeniu Tokio 2020 na przyszły rok, liczba zakażonych zaczęła dramatycznie rosnąć (przypadek?) i Japonia wprowadziła stan wyjątkowy w siedmiu prefekturach, w tym w Fukuoce. Brzmi poważnie, ale poza tym, że promuje się pracę zdalną, zachowanie odstępów w miejscach publicznych i powstrzymywanie od zbędnego wychodzenia zwłaszcza w weekendy, niewiele się zmieniło. Władze postawiły na zaufanie do obywateli i ich zdrowego rozsądku i nie ma policji na ulicach wlepiającej mandaty, jeśli zgubisz paragon ze sklepu albo umyjesz samochód. 



źródło: therisingawasabi.com (odpowiednik aszdziennika)

Ale to w porządku, bo Japończycy stosują social distancing od zawsze, przestrzegają zasad higieny nawet gdy nie zależy od tego życie ich własne i innych, a wiele z nich dobrowolnie poddaje się kwarantannie domowej (hikikomori) (raczej nie powinno się z tego żartować). 

Więc gdy wróciłam z Indii, sądziłam, że po dwóch tygodniach kwarantanny wszystko wróci do normy. Okazuje się jednak, że jakieś dwa miesiące z rocznego pobytu w Japonii będę wspominać jako zamknięcie w czterech ścianach/w promieniu dwóch kilometrów od tych czterech ścian i jako próby zachowania zdrowych zmysłów. Bardzo szybko nam, to znaczy studentom czekającym na opóźnione rozpoczęcie roku akademickiego i poza tym niemającym zbytnio niczego do roboty, zaczęli odradzać wychodzenie na zewnątrz bez potrzeby. Co stawia w podwójnie frustrującej sytuacji, w której omija mnie prawdopodobnie jedyna w życiu szansa na doświadczenie japońskiego sezonu kwitnienia wiśni. Chyba że uznamy oglądanie kwitnących wiśni (i jedzenie cheese doga, i błądzenie bo kampusie sąsiedniego uniwersytetu, i bawienie się z psem na plaży) za potrzebne w życiu. 


(Sezon sakury i tak z oczywistych przyczyn nie jest taki jak zwykle - żadnych imprez w parkach, picia pod drzewem wiśni i spania tam ani biegania z aparatem od bladego świtu.) 
Dlaczego podwójnie frustrującej? Bo to nie jest tak, że zabrania nam się wychodzić. Jeśli pójdziesz do parku/na plażę albo nawet pojedziesz sobie pociągiem na drugi koniec Japonii, nikt nie będzie cię ścigał ani nie pójdziesz do więzienia. Więc chcesz iść. A potem uświadamiasz sobie, że to tutaj tak nie funkcjonuje, że trzeba po prostu być odpowiedzialnym człowiekiem i odradzanie/promowanie pewnych zachowań działa na japońskie społeczeństwo jak zakaz - dlatego nie wprowadzają środków przymusu. Nie było tutaj pustych ulic ani zamkniętych restauracji, przynajmniej jeszcze parę dni temu. Bo najwyraźniej nie ma takiej potrzeby. Albo japońskim władzom bardziej zależy na funkcjonującej gospodarce i sprawianiu pozorów niż na ludziach. Ale to nie mnie oceniać, zobaczymy potem.

Co robię? Piknik na trawniku pod akademikiem, urządzając sobie własne ohanami, piję w ciepłe popołudnie herbatę o smaku sakury i cieszę się, że mam drzewko kwitnącej wiśni tuż przy balkonie. 


Wirus i kwarantanna uczą cię sporo, nawet jeśli nie dotykają ciebie ani twoich bliskich w bezpośredni sposób. Zaczęłam doceniać możliwość wychodzenia z domu bardziej niż zwykle, to oczywiste. Znalazłam nowe sposoby zapełniania nadmiaru wolnego czasu, choć zatęskniłam za puzzlami, kolorowankami i ukulele, które zostawiłam radośnie w Polsce. Uświadomiłam sobie, jak wiele elementów rzeczywistości uznajemy za pewne - my, pokolenie dobrobytu, które nawet nie doświadczyło PRL-u - podczas gdy ta rzeczywistość ma bardzo chwiejne podstawy. Zaczęłam kwestionować istotność własnej istoty, jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi. Zbyt szybko zmieniająca się sytuacja na świecie i ogrom czasu na przemyślenia sugerują, że to, z czego budujesz swoje poczucie wartości i za pomocą czego siebie definiujesz, też jest bardzo chwiejne. 

Dlatego skazuję siebie na jeszcze większą frustrację, pracując nad projektem o turystyce na Kiusiu i montując filmiki z wyjazdów, gdy miałam przed sobą tylko drogę i poczucie przygody.

podróżowanie zimą nie jest najfajniejsze, ale jakże się cieszę, że pojechałyśmy w tę szaleńczą podróż, potem mogłoby nie być okazji ;_; 

Kwitnące wiśnie i brak możliwości korzystania z japońskiego życia w takim stopniu, jak bym chciała, to jedna sprawa, ale wiosna nieodłącznie wiąże się z Wielkanocą. Której tu nikt nie obchodzi, nawet w zniekształconej wersji. Nawet gdybym była w Polsce, byłyby to niezapomniane święta (w nie do końca pozytywnym sensie), ale tutaj czuję się jak astronauta, który obserwuje kulę ziemską z bardzo dużej odległości. 
Boże Narodzenie i wideorozmowa z rodziną podczas wigilijnej kolacji, podczas gdy u mnie był wczesny ranek i koczowałam w kawiarni w Osace po dotarciu tam nocnym busem z Hiroszimy to odległe bardzo ładne wspomnienie. 


W Wielką Sobotę upiekłam ciasto, poszłam do supermarketu kupić krakersy i szczypiorek do sałatki jajeczno-tuńczykowej. W supermarkecie nie mieli szczypiorku, a krakersy były tylko okrągłe, czyli bez sensu, ale sałatka i tak wyszła dobra. W wielkanocny poranek (12.30 to poranek, przynajmniej w niektórych strefach czasowych) ugotowałam jajka i narysowałam na nich baranka w masce na twarzy i królika z kurczakiem oddalonych od siebie o dwa metry. Myśląc o tym, w jaki magiczny sposób własna tradycja staje się bardziej istotna, gdy jesteśmy z dala od domu. Polacy święcili pokarmy przed ekranami telewizorów, a ja świąteczne śniadanie zjadłam z rodziną, na wideoczacie na fejsbuku, i w sumie nawet nie potrzebowałabym do tego żadnej pandemii. 


Trzymajcie się, kochani, zdrowo, i życzę Wam, żeby kolejne święta były weselsze. 

[ENGLISH]

Japan, March 2020. State authorities oficially cancel this year's cherry blossoming due to the spread of coronavirus. 
Sounds as crazy as the fact that in the country where first cases of infection appeared two months before Poland, a few thousand kilometres closer to the source of the virus, life goes on more or less normally. While back home retired people need to buy groceries between 12 and 2 pm, you cannot enter any forest and you have to wear gloves when you go to the shop. 
April 2020. No one has to cancel Easter because there is no Easter, hehe. 

Cherry trees released buds, bloomed and blossomed. Meanwhile, the virus is doing fine and getting even better. 
Soon after the postponement of Tokyo 2020 to next year, number of confirmed cases in Japan began to increase dramatically (coincidence?). Japan announced state of emergency in seven prefectures, including Fukuoka. It sounds serious, but apart from the fact that remote working is promoted, keeping distances in public spaces is advised and people shouldn't go outside when it is not necessary, especially during weekends, little has changed. The authorities put their trust in citizens and their common sense and there is no police on the streets catching you if you lost your receipt from the shop or if you washed your car. 


source: therisingwasabi.com

But that's okay because Japanese have always practiced social distancing, follow the basic rules of hygiene even when people's lifes don't depend on that and many of them voluntarily practice home quarantine (hikikomori) (probably shouldn't be joking about that).

So when I came back from India I thought that after twoo weeks of quarantine everything would return to quite normal. But it turns out that I will remember two months of my one-year stay in Japan as being trapped in my room/within a radius of 2km from it and as trying to stay sane. Just after my quarantine was over, students living in the dorm, waiting for delayed beginning of next semester, and having nothing much to do, were advised to stay inside as much as they can. Which puts me in a doubly frustrating situation where I am probably missing the only chance in my life to experience Japanese cherry blossom season. Unless we consider watching cherry blossoms (and eating cheese dog, and wandering around campus of nearby university, or playing with a dog on the beach) as necessary activities. 


(Also the sakura season this year is not the same as usual, for obvious reasons - no events or gatherings in the parks, no picnics, no drinking under a cherry tree and sleeping there or running around with camera since early morning)
Why doubly frustrating? Because it is not that we are strictly forbidden to leave. If you go for a walk to a park or beach or even if you take a train to some other part of Japan, no one will chase you and you will not go to prison. So you want to go. But then you realize that it doesn't work here like this, that promoting certain behaviors or advising what not to do are for Japanese society like bans or instructions - that's why they don't introduce supervision and police patrols. There were no empty streets or closed restaurants, at least till a few days ago. Apparently there is no such need. Or Japanese authorities care more about functioning economy and keeping appearances than about people. I am not the right person to judge, we will see after. 

So what am I doing? Picnic on the lawn in front of the dormitory, organising my own small ohanami, I drink sakura flavoured tea on sunny afternoons and am happy that I have my own cherry tree next to my balcony. 


Virus and quarantine teach you a lot, even if they don't affect directly you or your relatives. I began to appreciate possiblity of leaving home more than usually, that is obvious. I found new ways to fill the excess of free time and I miss my puzzles, coloring books and ukulele that I had left happily in Poland. I realized how many elements of reality we take for granted - we, the generation growing up in prosperity and peace - while this reality has been built on very shaky foundations. I started questioning the significance of my own being, although it sounds quite abstract. World that is changing too fast and a lot of time for reflection makes me ask myself what I build my sens of value of and what I use to define myself is also very fragile. 

That is why I condemn myself to even more frustration by working on my project concerning tourism in Kyushu and editing videos from my journeys when there was only a road and a sense of adventure ahead. 

link to the video of christmas trip around Japan 
traveling during winter is not the most pleasant thing to do, but it turns out it was such a good decision to go, later there may be no chance

Cherry blossoms and inability to enjoy Japanese life as much as I would like is one thing, but spring is usually inherently associated in Easter, at least in "my" part of the world. Here no one cares about eggs and bunnies, even in deformed/comersialised version. Even if I was in Poland, this Easter would be quite unforgettable (in not entirely positive sense) but here I feel like an astronaut watching Earth from very very far away. 
Christmas and calling my family when they had Christmas dinner, and I was sitting in some cafe in the early morning in Osaka, after arriving by night bus from Hiroshima, seems to be a nice dream. 



Now, on Holy Saturday I baked a cake and the most exciting part was going to the supermarket to get crackers and chives for the salad. They didn't have chives and crackers were only round instead of rectangular, it doesn't make sense, but still, salad was quite good. On Easter morning (12.30 is morning, at least in some time zones) I cooked eggs and drew on them thinking about how our own tradition starts being more meaningful when you are far from home. Polish people stayed in front of TVs instead of going to the church with baskets full of food, and I had my Easter breakfast with my family, on a facebook video chat. I wouldn't even need a pandemic for that. 



Take care, guys, stay healthy and I wish you more enjoyable Easter next year. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz