Po tym, że wczesny wieczór pachnie przygodą. Gdy słońce zachodzi, kładąc długie cienie, czujesz, że jest to zapowiedź czegoś dobrego, nawet jeśli nie robisz nic szczególnego w danym momencie, bo na przykład po prostu sobie wracasz z supermarketu. Albo wyrzucasz śmieci.
Po tym, że godzina spędzona na zewnątrz w słoneczny dzień zostawia na ramionach i szyi opalony ślad o kształcie twojej koszulki, i minie chwila, zanim przypomnisz sobie z zeszłego lata, że tak się dzieje.
Po tym, że nosisz klapki i szorty nie tylko we własnym domu, i nie musisz spędzać pół minuty na przebieranie za każdym razem, gdy chcesz z niego wyjść albo do niego wejść. Pół minuty to niewiele, ale ma psychologiczne znaczenie.
Po tym, że masz ochotę jeść kiełbasę z ogniska i pić piwo na plaży, i przypominasz sobie, że lubisz pływać w morzu, oglądać nocne niebo i wąchać drzewa bez powodu.
I w ogóle masz ochotę robić milion nowych rzeczy, grać na gitarze, nauczyć się surfować, zostać raperem, albo czytać wiersze, a najlepiej wszystko jednocześnie, nawet jeśli nie pasuje.
Albo po prostu błądzić gdzieś, jeść lody i mrużyć oczy od światła. Brać prysznic trzy razy w ciągu dnia, odganiać się od komarów i słuchać głośno muzyki. Siedzieć na murku i pić mrożoną kawę.
rzadkie zdjęcie Anu spoglądającej z pożądaniem na taiyaki
Ja poznaję lato po słodko-gorzkiej przedwczesnej nostalgii związanej z tym, że coś się kończy, a coś zaczyna, i nie mam tu na myśli pór roku. Dziwnemu zmieszaniu, które zawsze pojawia się w okolicach czerwca od jakichś trzech lat. Za każdym razem w innym miejscu na mapie i w innym miejscu w życiu.
Normalni ludzie szykują się do wakacji, nawet gdy jeszcze parę miesięcy temu kończył się świat. A ja znowu przygotowuję się do przeprowadzki.
Przedwczesna nostalgia polega na tym, że przyszłość co prawda wygląda obiecująco, ale jest na tyle trudna do wyobrażenia, że potrafię się skupić tylko na tym, co za chwilę stracę. Przynajmniej nie mogę sobie zarzucić, że tęsknię za przeszłością, nie doceniając chwili obecnej, bo tęsknię za chwilą obecną, zanim jeszcze ona minie. Czy to ma sens? Zaczynam wątpić w swoje możliwości wypowiadania się w języku polskim.
Normalni ludzie szykują się do wakacji, nawet gdy jeszcze parę miesięcy temu kończył się świat. A ja znowu przygotowuję się do przeprowadzki.
Przedwczesna nostalgia polega na tym, że przyszłość co prawda wygląda obiecująco, ale jest na tyle trudna do wyobrażenia, że potrafię się skupić tylko na tym, co za chwilę stracę. Przynajmniej nie mogę sobie zarzucić, że tęsknię za przeszłością, nie doceniając chwili obecnej, bo tęsknię za chwilą obecną, zanim jeszcze ona minie. Czy to ma sens? Zaczynam wątpić w swoje możliwości wypowiadania się w języku polskim.
jestem piratem
Piszę to trochę za wcześnie, halo, będę tu jeszcze przez dwa miesiące. Dwa miesiące to dużo czasu, ale zarazem nie, bo ostatnich dziesięć przepadło jak dziwny sen.
Myślałam wcześniej, że wirus ułatwi mi pożegnanie się z Japonią - przynajmniej tyle dobrego by z niego było. Bo łatwiej chyba opuścić miejsce, w którym się było trochę nieszczęśliwym. Obawiam się jednak, że tak to nie zadziała. Zamiast ulgi z powrotu do Europy powstała między nami (mną i Japonią) dziwna skomplikowana więź. W połączeniu z faktem, że włożyłam sporo wysiłku by poznać i w końcu nieco zrozumieć ten kraj, powstaje w mnie pustka na myśl o wylocie nawet na długo przed.
Bo nie wiem, czy wrócę; to nie Malta, to nie jakieś śmieszne trzy godziny samolotem - to dwadzieścia albo trzydzieści godzin w drodze, zależy, jak dobre połączenie znajdziesz albo ile zapłacisz.
I tak zaczynam wątpić w sensowność i spójność swoich wyborów życiowych, bo uczyłam się japońskiego przez trzy godziny rano w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Japoński stopniowo przejmuje przestrzeń w mózgu zarezerwowaną dla innych języków. Stanę się obcokrajowcem we własnym kraju, oto co się stanie.
Nauczyłam się nosić pełne opakowania lodów przez pół osiedla, bo nie powinno się jeść, idąc ulicą.
I nosić puste opakowania po lodach przez pół osiedla, bo nigdzie nie ma kosza na śmieci.
Po dwóch miesiącach mieszkania w Japonii wydawało mi się, że najważniejszą rzeczą, jakiej się tutaj dowiedziałam jest to, że nie chciałabym osiąść tu na stałe. Po dziesięciu miesiącach wydaje mi się, że mogłabym się przyzwyczaić. Że już się przyzwyczajam. Przyzwyczajam? Przyzwyczaiłam?
Zaokrąglone szczyty trzech wzgórz na wschód od Kasumigaoki.
Urządzenie do gotowania ryżu i do gotowania wody.
Słodki chleb ze słonym masłem.
Kradzione parasolki. Wielofunkcyjne toalety.
Międzynarodowe sąsiedztwo, ale dojmująca pustka własnego 4-osobowego pokoju.
Mikrofalówka-piekarnik i grill pod kuchenką. Ciasto robione w rice cookerze.
Dango z anko za 70 jenów.
Dwa jabłka za 15 złotych.
Młodzież szkolna entuzjastycznie krzycząca na lekcjach WF-u i zachęcające komunikaty z pobliskiego wesołego miasteczka.
Taiyaki z nadzieniem truskawkowym, kawowym i z melona.
Dźwięk zamykanego przejazdu przez tory i nadjeżdżającego pociągu.
Skaczące ryby przed zmrokiem.
Mrożony ryż i mrożony chleb.
Duma podczas każdej najprostszej rozmowy po japońsku.
Duma gdy znasz 75% kanji pojawiających się w nazwie stacji, przez którą przejeżdżasz.
Plaża pełna suchej piany, plastiku i martwych meduz.
Piknik pod biblioteką.
Tajskie jedzenie i koreańskie seriale.
Nielimitowana klimatyzacja.
Spacer wzdłuż autostrady.
Smażony kurczak z Family Martu.
Hałasujące koty trzy piętra niżej. Hałasujące samoloty nad głową.
Pomarańcza od sprzedawcy z warzywniaka.
Pizza z kukurydzą. Pizza z ziemniakiem. Kotlety mielone dekorowane jak ciastka.
Zaspany niski głos kierowcy autobusu.
Pociąg w koty. Dzieci w mundurkach na peronie.
Krojenie mięsa nożyczkami.
Zachód słońca nad Island City, naszym miniaturowym Manhattanem.
Myślałam wcześniej, że wirus ułatwi mi pożegnanie się z Japonią - przynajmniej tyle dobrego by z niego było. Bo łatwiej chyba opuścić miejsce, w którym się było trochę nieszczęśliwym. Obawiam się jednak, że tak to nie zadziała. Zamiast ulgi z powrotu do Europy powstała między nami (mną i Japonią) dziwna skomplikowana więź. W połączeniu z faktem, że włożyłam sporo wysiłku by poznać i w końcu nieco zrozumieć ten kraj, powstaje w mnie pustka na myśl o wylocie nawet na długo przed.
Bo nie wiem, czy wrócę; to nie Malta, to nie jakieś śmieszne trzy godziny samolotem - to dwadzieścia albo trzydzieści godzin w drodze, zależy, jak dobre połączenie znajdziesz albo ile zapłacisz.
I tak zaczynam wątpić w sensowność i spójność swoich wyborów życiowych, bo uczyłam się japońskiego przez trzy godziny rano w poniedziałki, wtorki, czwartki i piątki. Japoński stopniowo przejmuje przestrzeń w mózgu zarezerwowaną dla innych języków. Stanę się obcokrajowcem we własnym kraju, oto co się stanie.
Nauczyłam się nosić pełne opakowania lodów przez pół osiedla, bo nie powinno się jeść, idąc ulicą.
I nosić puste opakowania po lodach przez pół osiedla, bo nigdzie nie ma kosza na śmieci.
Po dwóch miesiącach mieszkania w Japonii wydawało mi się, że najważniejszą rzeczą, jakiej się tutaj dowiedziałam jest to, że nie chciałabym osiąść tu na stałe. Po dziesięciu miesiącach wydaje mi się, że mogłabym się przyzwyczaić. Że już się przyzwyczajam. Przyzwyczajam? Przyzwyczaiłam?
ile napojów może potrzebować przeciętna osoba odwiedzająca świątynię Kushida?
odpowiedź: wiele (wielu? czy napoje to rodzaj męskoosobowy)
Zaokrąglone szczyty trzech wzgórz na wschód od Kasumigaoki.
Urządzenie do gotowania ryżu i do gotowania wody.
Słodki chleb ze słonym masłem.
Kradzione parasolki. Wielofunkcyjne toalety.
Międzynarodowe sąsiedztwo, ale dojmująca pustka własnego 4-osobowego pokoju.
Mikrofalówka-piekarnik i grill pod kuchenką. Ciasto robione w rice cookerze.
Dango z anko za 70 jenów.
Dwa jabłka za 15 złotych.
Młodzież szkolna entuzjastycznie krzycząca na lekcjach WF-u i zachęcające komunikaty z pobliskiego wesołego miasteczka.
Taiyaki z nadzieniem truskawkowym, kawowym i z melona.
Dźwięk zamykanego przejazdu przez tory i nadjeżdżającego pociągu.
Skaczące ryby przed zmrokiem.
Mrożony ryż i mrożony chleb.
Duma podczas każdej najprostszej rozmowy po japońsku.
Duma gdy znasz 75% kanji pojawiających się w nazwie stacji, przez którą przejeżdżasz.
Plaża pełna suchej piany, plastiku i martwych meduz.
Piknik pod biblioteką.
Tajskie jedzenie i koreańskie seriale.
Nielimitowana klimatyzacja.
Spacer wzdłuż autostrady.
Smażony kurczak z Family Martu.
Hałasujące koty trzy piętra niżej. Hałasujące samoloty nad głową.
Pomarańcza od sprzedawcy z warzywniaka.
Pizza z kukurydzą. Pizza z ziemniakiem. Kotlety mielone dekorowane jak ciastka.
Zaspany niski głos kierowcy autobusu.
Pociąg w koty. Dzieci w mundurkach na peronie.
Krojenie mięsa nożyczkami.
Zachód słońca nad Island City, naszym miniaturowym Manhattanem.
ciasto jabłkowo herbaciane na bazie miksu do naleśników robione w rice cookerze nikogo nie dziwi
Poczucie lata zrobiło się nieco rozregulowane. W ogóle pory roku.
Środek zimy pod koniec sierpnia ani pełnia lata w lutym mnie nie dziwią i nauczyłam się, że pory roku to bardzo często subiektywne odczucia i stan ducha bardziej niż data w kalendarzu (nawet przy zmieniającym się klimacie). W Indiach było lato, nawet jeśli była wiosna, a jak wróciłam do Japonii i musiałam się kwarantannować, to wszystko wydawało się zmrożone i zahibernowane, jak zimą. Różnie bywa.
Początku lata - tego zapachu przygody - nie da się jednak poczuć, jeśli go faktycznie nie ma. Dlatego to tak ważne, żeby go nie przegapić.
Środek zimy pod koniec sierpnia ani pełnia lata w lutym mnie nie dziwią i nauczyłam się, że pory roku to bardzo często subiektywne odczucia i stan ducha bardziej niż data w kalendarzu (nawet przy zmieniającym się klimacie). W Indiach było lato, nawet jeśli była wiosna, a jak wróciłam do Japonii i musiałam się kwarantannować, to wszystko wydawało się zmrożone i zahibernowane, jak zimą. Różnie bywa.
Początku lata - tego zapachu przygody - nie da się jednak poczuć, jeśli go faktycznie nie ma. Dlatego to tak ważne, żeby go nie przegapić.
Ale teraz? Nawet jeśli zaczyna się lato, to nie normalne lato. Sama obecność wirusa sprawia, że lato nie jest zbyt letnie chyba nigdzie na świecie, bo nie można iść na koncert w plenerze, ani na imprezę, ani podróżować swobodnie.
W Japonii ten poziom abstrakcji nie wystarcza, bo w momencie, gdy wirus zaczął odpuszczać, a pogoda zrobiła się wyborna, przyszła pora deszczowa, czyli gorąco, duchota i ulewy prawie codziennie przez najbliższe sześć tygodni.
Póki co jednak, nie pada zbyt dużo. A nawet jak zacznie, to można iść na plażę i siedząc pod drewnianym daszkiem oglądać ludzi biegających i spacerujących mimo deszczu albo wejść na dach i przemoknąć całkowicie.
[ENGLISH]
How do you realize that the summer has started?
Early evening smells like adventure. When the sun goes down, laying long shadows, you can feel under your skin that something good is coming. Even if you aren't doing anything special at the moment, for example, you are on your way back from the supermarket. Or you are throwing away garbage.
One hour spent outside on a sunny day leaves a tan trace on your shoulders and neck in the shape of your shirt and only after some time will you remember from last summer that this is what happens.
You wear flip flops and shorts not only at home and you don't have to spend 30 sec dressing up every time you want to get out or in. 30 seconds is not much, but it is important on a subconscious level.
You want to eat sausages by the bonfire and drink beer at the beach, you suddenly remember that you liked swimming in the sea, watching night shy and smelling trees for no reason.
And you simply feel like trying million new things, like play the guitar, learn how to surf, become a rapper, or read poems, or all together even if it doesn't make sense.
Or just wander somewhere, eat ice cream and close your eyes from too much sunlight. Take shower three times a day, run away from mosquitos and listen to loud music. Sit on the pavement and drink iced coffee.
I recognize the summer by its bittersweet taste of nostalgia that comes too early. Associated with the fact that something ends and something begins and I am not talking about seasons. It is a strange confusion that always appears around June since about three years ago. Each time in a different place on the map and in different place in life.
Normal people are getting ready for summer holidays even if a few months ago the world was going to end. And I am getting ready to move out.
Nostalgia that comes too early lies in the fact that even though future looks promising, it is so abstract and difficult to imagine that I am only able to focus on what I'm about to leave. At least I can't blame myself for missing the past instead of enjoying the present because I miss the current moment before it ends. New level of sorrow. Does it make sense? I am beginning to question my possibilities of speaking not only Polish, but English too.
I am writing this a bit early. Well, I will stay here for another two months. Two months is plenty of time, but maybe no, because last ten months passed and disappeared like a strange dream.
I thought earlier that the virus would make it easier for me to leave Japan - at least that much good it would do. Because it should be easier to leave the place where you were at least a little bit unhappy. But I don't think it will work like that. Instead of relief of the thought of going back to Europe, a strange, complicated relationship has developped between us (me and Japan). Combined with a fact that I put a lot of effort to get to know and understand this place, idea of leaving it creates unpleasant void in me even long before. The thing is, I don't know if I will ever come back, it is not Malta, it's not three hours by plane - it is twenty or thirty hours journey, depending what deal you will find or how much are you willing to pay.
What leaves me doubting in my life choices is the fact that I have been studying Japanese for three hours in the morning every Monday, Tuesday, Thursday and Friday. Japanese is gradually taking over the space in my brain reserved for languages. I will be foreigner in my own country.
I learned to carry ice cream around the neighborhood because you shouldn't eat while walking.
I carried empty ice cream packs around the neighborhood because rubbish bins are nowhere to be found.
After two months of living in Japan it seemed to me that the most important thing I learned here was that I wouldn't like to settle down here permanently. Well after ten months I think I could get used to it.
I am getting used to it? I got used to it?
Rounded peaks of three hills east of Kasumigaoka.
Rice cooker and water boiling device.
Sweet bread with salted butter.
Stolen umbrellas. Multifunctional toilets.
International dorm and unpleasant emptiness of own 4-person room.
Microwave-oven and grill under the stove.
Dango with anko for 70 yen.
Two apples for 400 yen.
Primary school students enthusiastically shouting during PE class and soft voice announcements from the nearby theme park.
Taiyaki with strawberry, milk tea and creamy melon filling.
The sound of closing track crossing and of approaching train.
Fish jumping before the sunset.
Frozen rice and frozen bread.
Being proud during every real-life conversation in basic Japanese.
Being proud when you understand 75% of kanji appearing in the name of station you're passing by.
A beach full of dry foam, plastic and dead jellyfish.
Picnic next to the library.
Thai food and Korean dramas.
Unlimited air conditioning.
Walking along the highway.
Fried chicken from Family Mart.
Noisy cats downstairs. Loud planes overhead.
Orange given by the grocery shop owner.
Corn pizza. Potato pizza. Meatballs decorated like desserts.
Cats train. Children wearing uniforms at the platform.
Sleepy low voice of the bus driver.
Cutting meat with scissors.
Sunset over Island City, our tiny Manhattan.
Feeling of summer got a bit out of balance recently. As did the whole perception of seasons, in general.
Middle of winter in late August, or hot summer in February don't impress me any more. Seasons are very often more of subjective feelings and state of mind rather than simple dates in the calendar (even with climate change and all). It was summer in India in March, even if it was spring, and when I returned to Japan and had to quarantine, everything seemed frozen and hibernated like winter. Odd.
But that beginning of summer - that smell of adventure - you cannot feel it any random time of the year, unless it is really there. That is why it is so important not to miss it.
And now? Even if summer starts, it's not a normal summer, maybe anywhere else in the world. Because you cannot go to a concert or summer festival or to a big party or travel wherever you please.
In Japan, this level of abstraction is not enough of course. Because at the time when virus began to go away, and weather became really amazing - almost immediately after this - the reainy season came. That is, heat, unbearable humidity and heavy rain almost every day for around six weeks.
So far, luckily, it hasn't rained too much. And even when it will, I can go to the beach and sit under the rectangular roof and watch people jogging and walking no matter the weather. Or go up to the rooftop and get completely soaked.
nic nie odbierze mi radości piątkowego popołudnia, słyszycie, chmury
Póki co jednak, nie pada zbyt dużo. A nawet jak zacznie, to można iść na plażę i siedząc pod drewnianym daszkiem oglądać ludzi biegających i spacerujących mimo deszczu albo wejść na dach i przemoknąć całkowicie.
obejrzałam za dużo filmików tego pana i teraz też tak rozmawiam ze zwierzętami
[ENGLISH]
How do you realize that the summer has started?
Early evening smells like adventure. When the sun goes down, laying long shadows, you can feel under your skin that something good is coming. Even if you aren't doing anything special at the moment, for example, you are on your way back from the supermarket. Or you are throwing away garbage.
One hour spent outside on a sunny day leaves a tan trace on your shoulders and neck in the shape of your shirt and only after some time will you remember from last summer that this is what happens.
You wear flip flops and shorts not only at home and you don't have to spend 30 sec dressing up every time you want to get out or in. 30 seconds is not much, but it is important on a subconscious level.
You want to eat sausages by the bonfire and drink beer at the beach, you suddenly remember that you liked swimming in the sea, watching night shy and smelling trees for no reason.
And you simply feel like trying million new things, like play the guitar, learn how to surf, become a rapper, or read poems, or all together even if it doesn't make sense.
Or just wander somewhere, eat ice cream and close your eyes from too much sunlight. Take shower three times a day, run away from mosquitos and listen to loud music. Sit on the pavement and drink iced coffee.
rare photo of Anu watching her taiyaki with desire
I recognize the summer by its bittersweet taste of nostalgia that comes too early. Associated with the fact that something ends and something begins and I am not talking about seasons. It is a strange confusion that always appears around June since about three years ago. Each time in a different place on the map and in different place in life.
Normal people are getting ready for summer holidays even if a few months ago the world was going to end. And I am getting ready to move out.
Nostalgia that comes too early lies in the fact that even though future looks promising, it is so abstract and difficult to imagine that I am only able to focus on what I'm about to leave. At least I can't blame myself for missing the past instead of enjoying the present because I miss the current moment before it ends. New level of sorrow. Does it make sense? I am beginning to question my possibilities of speaking not only Polish, but English too.
i am the pirate
I am writing this a bit early. Well, I will stay here for another two months. Two months is plenty of time, but maybe no, because last ten months passed and disappeared like a strange dream.
I thought earlier that the virus would make it easier for me to leave Japan - at least that much good it would do. Because it should be easier to leave the place where you were at least a little bit unhappy. But I don't think it will work like that. Instead of relief of the thought of going back to Europe, a strange, complicated relationship has developped between us (me and Japan). Combined with a fact that I put a lot of effort to get to know and understand this place, idea of leaving it creates unpleasant void in me even long before. The thing is, I don't know if I will ever come back, it is not Malta, it's not three hours by plane - it is twenty or thirty hours journey, depending what deal you will find or how much are you willing to pay.
What leaves me doubting in my life choices is the fact that I have been studying Japanese for three hours in the morning every Monday, Tuesday, Thursday and Friday. Japanese is gradually taking over the space in my brain reserved for languages. I will be foreigner in my own country.
I learned to carry ice cream around the neighborhood because you shouldn't eat while walking.
I carried empty ice cream packs around the neighborhood because rubbish bins are nowhere to be found.
After two months of living in Japan it seemed to me that the most important thing I learned here was that I wouldn't like to settle down here permanently. Well after ten months I think I could get used to it.
I am getting used to it? I got used to it?
how many drinks does an average visitor to Kushida shrine need?
answer: apparently a lot
Rounded peaks of three hills east of Kasumigaoka.
Rice cooker and water boiling device.
Sweet bread with salted butter.
Stolen umbrellas. Multifunctional toilets.
International dorm and unpleasant emptiness of own 4-person room.
Microwave-oven and grill under the stove.
Dango with anko for 70 yen.
Two apples for 400 yen.
Primary school students enthusiastically shouting during PE class and soft voice announcements from the nearby theme park.
Taiyaki with strawberry, milk tea and creamy melon filling.
The sound of closing track crossing and of approaching train.
Fish jumping before the sunset.
Frozen rice and frozen bread.
Being proud during every real-life conversation in basic Japanese.
Being proud when you understand 75% of kanji appearing in the name of station you're passing by.
A beach full of dry foam, plastic and dead jellyfish.
Picnic next to the library.
Thai food and Korean dramas.
Unlimited air conditioning.
Walking along the highway.
Fried chicken from Family Mart.
Noisy cats downstairs. Loud planes overhead.
Orange given by the grocery shop owner.
Corn pizza. Potato pizza. Meatballs decorated like desserts.
Cats train. Children wearing uniforms at the platform.
Sleepy low voice of the bus driver.
Cutting meat with scissors.
Sunset over Island City, our tiny Manhattan.
apple earl grey cake made from pancake mix baked in rice cooker doesn't surprise anyone
Feeling of summer got a bit out of balance recently. As did the whole perception of seasons, in general.
Middle of winter in late August, or hot summer in February don't impress me any more. Seasons are very often more of subjective feelings and state of mind rather than simple dates in the calendar (even with climate change and all). It was summer in India in March, even if it was spring, and when I returned to Japan and had to quarantine, everything seemed frozen and hibernated like winter. Odd.
But that beginning of summer - that smell of adventure - you cannot feel it any random time of the year, unless it is really there. That is why it is so important not to miss it.
And now? Even if summer starts, it's not a normal summer, maybe anywhere else in the world. Because you cannot go to a concert or summer festival or to a big party or travel wherever you please.
In Japan, this level of abstraction is not enough of course. Because at the time when virus began to go away, and weather became really amazing - almost immediately after this - the reainy season came. That is, heat, unbearable humidity and heavy rain almost every day for around six weeks.
nothing can take friday afternoon joy from me, do you hear me, clouds
So far, luckily, it hasn't rained too much. And even when it will, I can go to the beach and sit under the rectangular roof and watch people jogging and walking no matter the weather. Or go up to the rooftop and get completely soaked.
i watched too many of his videos and i started talking to animals like this
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz