czwartek, 20 sierpnia 2020

25. Szczęście / 25. Happiness

[Englsh below]

Czas płynie. Lata mijają. Ćwierćwiecze. Dwie i pół dekady. Jeszcze nie starość, ale już nie beztroska młodość chyba. Gdy kończyłam 18 czy 20 lat, mogłam jeszcze sobie wmawiać, że nic się nie zmieniło.

Ale 25? To wiek, w którym ludzie już zwykle wiedzą, o co chodzi w życiu - a przynajmniej w ich własnym. A u mnie czas płynie, ale nie w linii prostej, tylko tworzy dziwne pętle i supły. 

Jestem w Japonii. Mój pobyt w Japonii dobiega końca. A przynajmniej powinien. Druga fala koronawirusa trwa w najlepsze. Nauczyłam się nazywać Japonię domem, ale chcę wrócić do Polski natychmiast, bo jeśli ma dziać się coś złego i niebezpiecznego, wolę być u siebie-siebie.

Jestem zakochana. Nie chcę wracać do Polski, potrzebuję więcej czasu z nim. Czuję się tak, jakbym błądziła we mgle bardzo długo, szukając nie wiadomo czego, po czym w końcu znalazła to w najbardziej nieodpowiednim momencie: gdy kończy się świat, a ja muszę zostawić to co znalazłam, zanim zdążę się przyzwyczaić. 

Czyli jednocześnie chcę i nie chcę wrócić do Polski i jednocześnie mogę i nie mogę tam wrócić. Wszystko eliminuje się wzajemnie jak minusy w równaniu i równoważy do absurdalnego zera, które pozbawia mnie wszelkiej paniki i większości stresu. Nieważne, co się wydarzy, będzie to jednocześnie złe i dobre. W porównaniu do tego, zagubienie bagażu i zamknięty hostel i lotnisko pewnej nocy dokładnie trzy lata wcześniej, gdy po raz pierwszy przyleciałam do Fukuoki, wydaje się bardziej zabawne niż straszne. Wszystko zamyka się w dziwacznej pętli pod tytułem: jestem w Japonii i mam kłopoty. 

Więc jest tak: jednego dnia bawisz się świetnie, i chcesz się bawić tak długo, aż padniesz z nóg, bo masz ograniczony czas. I trochę się frustrujesz, bo chce ci się spać, ale nie dajesz sobie pozwolenia na popołudniową drzemkę, bo musisz odhaczyć jeszcze 58 rzeczy z listy rzeczy do zrobienia przed wylotem. Albo przynajmniej 5 spośród tych 58, bo wirus.

Kolejnego dnia odwołują twoje loty i nie możesz nawet przebukować, bo są tak dziwne połączenia linii lotniczej, w której pokładałaś wszystkie nadzieje, że masz ochotę nie ufać już więcej nigdy nikomu. Próbujesz jednocześnie zrozumieć zasady zwracania kosztów i kalkulować szanse, że kiedykolwiek odzyskasz 67 tysięcy jenów, sprawdzać nowe loty i kalkulować szanse, że nie odwołają tego, co zarezerwujesz jako kolejne. Panikujesz, ale nie za bardzo, bo efekt twoich działań nie zależy od tego, co zrobisz – nikt nie wie, jaka decyzja jest prawidłowa. Możesz się wściekać ile chcesz, ale nic nie poradzisz na to, na ci nic nie poradzisz.

 
a może wpław? albo autobusem z opuszczonego przystanku? wszystko wydaje się lepszym pomysłem niż poleganie na liniach lotniczych

Kolejnego dnia czytasz, że liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa w Japonii zaczęła rosnąć tak nagle i na tak dużą skalę, że nie wiesz, czy znowu nie zostaniesz utknięta w pokoju, bez możliwości wyjścia, pływania w morzu, picia ginu z tonikiem i na przykład powrotu do Polski. Jeśli ktoś z akademika zostanie przetestowany i potwierdzony, prawdopodobnie możesz pożegnać się z wolnością, pewną sumą pieniędzy, randkami i zapachem polskiego chleba.

Wszystko powyższe daje powody do zmartwień na tak wielu różnych poziomach! Życie jeszcze nigdy nie było tak chwiejne i chaotyczne.

Ale, jak już wspomniałam, wszystko redukuje się do absurdalnego zera. Może nie musisz panikować, bo to nie zależy od ciebie. Możesz wyeliminować jakikolwiek fizyczny kontakt z innymi ludźmi na jakiś czas, ale to nie oznacza, że kłopoty nie przyjdą później. Możesz zarezerwować siedemnaście lotów do Polski, ale to nie oznacza, że wszystkie nie zostaną odwołane. Możesz siedzieć na podłodze w kącie swojego pokoju i płakać przez cztery godziny, ale to nie przyniesie niczego dobrego. Można za to się odwodnić. 

możesz też uciec do lasu i wspinać się na drzewa bez spodni

Nic nie jest pewne. Powrót do Polski. Trzydniowa wycieczka po Kiusiu. Wyjście na plażę pojutrze. Co zrobić w sytuacji tak dużej niepewności? Otóż, żeby nie stracić zdrowych zmysłów, doszłam do bardzo prostego wniosku. Wręcz banalnego, ale życie w komfortowych warunkach sprawia, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego podejścia.

Cieszyć się każdym momentem, w którym twoje życie nie popada w ruinę. Nie odkładać niczego na później, bo później może nie nadejść. Doceniać każdy dzień, który nie przynosi złych wieści. 

czasami czuję się jak ta kreskówkowa postać z memów w których chilluje sobie gdy dookoła szaleją płomienie

Wabi sabi. 

Piękno tkwi w niedoskonałości i przemijaniu. Sugestia jest ważniejsza od ideału. Kwiaty wiśni są piękne dlatego, że są piękne tak krótko. Nie chciałam przyjąć do wiadomości opcji, że życie jest siedzeniem na dnie bardzo głębokiej studni, do której światło słoneczne dociera tylko przez bardzo krótką chwilę. Ale może tak jest. W tym czasie niepewności i stresu znalazłam znacznie więcej ulotnych perfekcyjnych momentów niż w czasie normalnego funkcjonowania i zwykłej rutyny. 

Być może zszargane nerwy zwiększyły moją wrażliwość, być może to nostalgia związana z czasem okołourodzinowym i przeprowadzkowym. Jakakolwiek przyczyna by to nie była, w tym wszystkim zaatakowała mnie świadomość, że niezależnie od faktu że uparcie podążam ścieżką przypadkowości, nieustannie mam szczęście trafiać na kilka wspaniałych osób, które przeżywają to ze mną. Nie wiedząc, co stanie się ze mną w najbliższej przyszłości, czytając życzenia napływające z różnych stron świata, przypominając sobie, co znajomi robili dla mnie w poprzednich latach, umierając z niewyspania i zmęczenia po nieprzespanej nocy i dniu na plaży, czułam wszechogarniające wzruszenie i radość i wdzięczność, że są w moim życiu. 

 

Nieważne, czy rozsmarowują mi ciasto czekoladowe na twarzy, dają sobie rozsmarowywać ciasto czekoladowe na twarzy, skaczą ze mną na dmuchanym zamku w morzu o drugiej w nocy, pływają ze mną łódką w Yanagawie i jedzą węgorze, wspinają się ze mną na dziwną skałę w 50000 stopniach, każą mi samej sobie wybrać tort i udekorować go własnymi świeczkami czy idą ze mną na całonocne karaoke razem, ale w oddzielnych pokojach. Jeśli sprawiają, że zapominasz o stresie i o tym, że się starzejesz, to warto trzymać ich przy sobie. 

...chyba że muszą wrócić do swoich krajów, i ty też musisz. W takim przypadku można tylko liczyć na to, że spotkasz ich znowu. W ciągu ostatnich dwóch dni byłam na lotnisku trzy razy, odprowadzając na samolot szóstkę moich przyjaciół. Powinnam być smutna. Jestem, ale nie za bardzo. Bo wiem, że w pełni wykorzystałam czas, jaki miałam. Jedyne, co powoduje, że łzy napływają mi do oczu to myślenie o tym, czy mój samolot również odleci z tego lotniska.


(trzymajcie kciuki i bądźcie zdrowi)


[ENGLISH]

Time flies. Years go by. A quarter of a century. Two and a half decades. Not being old yet, but it's not carefree youth either, I think. When I was 18 or 20, I could still convince myself that nothing has changed. 

But 25? This is the age when people usually already know what life is all about. And for me, time passes, but not in a straight line. It makes strange loops and knots and it is confusing. 

I'm in Japan. My stay in Japan is coming to an end, or at least it should be. Second wave of coronavirus is in full swing. I got used to calling Japan my home, but now I want to return to Poland immediately, because if something bad and dangerous is going to happen, I prefer to be at real home. 

I'm in love. I don't want to go back to Poland, I need more time with him. I feel like I've been wandering in a fog for a really long time, looking for who knows what, and then finally found it in most unexpected place and most inopportune moment: when the world seems to be ending and I have to leave what I found before I get used to it. 

So at the same time I want and don't want to go back to Poland and at the same time I can and cannot go back there. All elements eliminate each other like minuses in equation and balance to an absurd zero that takes away all panic and most of the stress. No matter what happens, it will be good and bad. Compared to this, losing luggage and closed hostel and airport at night three years ago when I first arrived in Fukuoka sounds more like a joke than a real problem. It all creates a peculiar loop called: I am in Japan and I am in trouble

It's like this: one day you have a great time, you want to party until your legs stop working because you know your time is limited. You get a little frustrated because you want to sleep, but don't allow yourself to take afternoon nap because you need to tick off 58 more things from the list of things to do before you leave. Or at least 5 out of 58, because virus. 

The next day your flights are cancelled and you can't even rebook because new connections are so strange that you don't want to trust any airline any more. At the same time you are trying to understand refund policy and calculate the chance of getting 67 thousand yen back, checking new flights and calculating the chance that they won't be cancelled. You panic, but not too much, because the effect of your actions doesn't really depend on what you do - no one knows what is the right decision. You can get mad as much as you want, but you can't help what you cannot help. 


how about swimming? or taking a bus from abandoned bus stop? anything sounds better than relying on airlines

Next day you read that number of confirmed cases of coronavirus in Japan started rising so suddenly and on such a large scale that you might as well be stuck in your room again, with no possibility to go out, swim in the sea, drink gin and tonic, and, for example, go back to Poland. If someone living in your dormitory is tested and confirmed, you can probably say goodbye to freedom, certain amount of money, dating and smell of Polish bread. 

All of above give reasons to be stressed on so many levels. Life has never been so chaotic. 

But, as I mentioned already, everything reduces everything to an absurd zero. Maybe you don't have to be stressed because it doesn't depend on you. You can eliminate any physical contact with people for some time, but it doesn't mean that trouble won't come anyway. You can book seventeen flights to Poland, but it doesn't mean that all won't be cancelled. You can sit on the floor in the corner of your room and cry for four hours, but that won't do any good and you can get dehydrated. 

you can also run away to the forest and climb trees without wearing pants

Nothing is for sure. Return to Poland. Three-day trip in Kyushu. Going to the beach day after tomorrow. What to do in such uncertainty? Well, in order not so lose my sanity, I came to a very simple conclusion. Quite banal, but living a comfortable life makes us not really used to this approach, I guess.

That is: enjoy every moment when you life doesn't fall into pieces. Don't postpone anything for later because later may never come. Appreciate each day that brings no bad news. 

sometimes i feel like one of those cartoon memes characters from who chill merrily with flames all around

Wabi sabi. 

Beauty lies in imperfection and perishability. Suggestion is more important than the ideal. Cherry blossoms are so beautiful because they are beautiful for such a short time. I refused to accept the option that life is like sitting at the bottom of a very deep well where sunlight only gets in for a very brief moment. But maybe it is something like that.

In this time of stress and uncertainty, I found much more short moments of perfection than during normal functioning and routine.

Perhaps my poor torn nerves increased my sensitivity, maybe it was nostalgia connected with around-birthday time and moving-out time. Whatever the reason was, I was struck by the realization that even though I stubbornly follow the path of randomness, I am constantly lucky to have a few amazing people by my side to experience it with me. Not knowing what will happen to me in nearest future, reading birthday wishes coming from various parts of the world, remembering what my friends did to me in previous years, dying of lack of sleep and exhaustion after sleepless night and day at the beach, I felt overwhelming joy and gratitude that they are in my life. 

It doesn't matter if they put chocolate cake on my face or let me put chocolate cake on their faces, jump with me in a bouncy castle in the sea at 2 a.m., take a boat ride in Yanagawa and eat eels, climb a weird rock in 50000 degrees, make me choose my own birthday cake and use my leftover candles or go with me to all-night karaoke together, but to separate rooms. If they make you forget about the stress and about getting old, then you definitely should keep them close to you.

...unless they need to go back to their countries, and so do you. In that case, you can only hope to meet them again sometime somewhere in the world. In the last two days I went to the airport three times to see off six of my friends. I should be sad. I am sad, but not too much, because I know I did my best and had the best time with them. The only thing that brings tears to my eyes is thinking whether my plane will also take off from this airport.


(keep your fingers crossed and stay healthy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz