[scroll for English]
Sądziłam, że skoro różnego rodzaju obostrzenia covidowe nie przeszkodzą mi w tegorocznych wakacjach, to nothing's gonna break my day, nic nie będzie w stanie pokrzyżować mi planów. I miałam rację, plan został zrealizowany w stu pięciu procentach - dodatkowe pięć procent to nieoczekiwany dodatek o nazwie "letni wypoczynek w bezpośrednim sąsiedztwie kończącego się świata".
Ten element nasuwa mi niepokojące myśli o stanie naszej planety, stanie naszego człowieczeństwa, etyce przeciętnego turysty i sprzecznościach.
Kilka pocztówek z Aten, lato 2k21:
Jeden. Wstaję rano, wcześniej niż zwykle, bo tego dnia idę zwiedzać Akropol. Akropol jest nieczynny między 12 a 17, podobnie jak wszystkie pozostałe stanowiska archeologiczne i muzea na świeżym powietrzu, z powodu fali upałów. Nawet gdyby nie zamykali go w południe, warto iść z samego rana, gdy upał nie jest jeszcze tak dokuczliwy - w końcu to wspinaczka na wzgórze bez cienia. Dostaję wiadomość kulejącym angielskim od mojego nowego greckiego przyjaciela, żeby uważać, bo powietrze jest duszące z powodu ognia. Wychodzę na zewnątrz; rzeczywiście. Prawie nie da się oddychać, tak bardzo przesycone jest odorem spalenizny. Niebo ma dziwny kolor, nie wiadomo, czy jest zachmurzone, czy tylko pełne dymu.
Dwa. Siedzę w hotelowym pokoju, odpoczywając między porannym a wieczornym wyjściem. Przerwa w zwiedzaniu w ciągu dnia jest potrzebna, żeby nie przegrzać organizmu, gdy na zewnątrz temperatura sięga 45 stopni. Włączam telewizor i przeskakuję po kanałach. Na zmianę najnowsze wiadomości dotyczące pożarów i relacje z igrzysk w Tokio. Nic innego. Płomienie, Polska gra w siatkówkę, ewakuacja ludzi z płonącej wyspy, skoki do wody, starszy pan na tle płomieni macha rękami, krzycząc coś po grecku, czego oczywiście nie rozumiem, półfinałowy mecz piłki wodnej. Po chwili ekran robi się złowrogo czarny, przerwało połączenie.
Trzy. Siedzę w restauracji na obiedzie, zajadając trzeci dzień z rzędu souvlaki z kurczaka. Popijam lampką różowego wina. Kelner zaprasza i zagaduje przechodniów w różnych językach. Turyści przewalają się ulicą, rozglądając się za pamiątkami albo jedzeniem. Wiatraki pod sufitem rozpylają drobinki wody na klientów siedzących na zewnątrz.
W telewizji lecą najnowsze wiadomości dotyczące pożarów na przedmieściach Aten. Dwadzieścia kilometrów od stolika, przy którym jesz trzeci dzień z rzędu souvlaki z kurczaka, zastanawiając się, czy na deser zjesz baklavę czy lody.
Cztery. Patrzę na mapę, myśląc, że dobrze byłoby wyjechać kawałek poza miasto, zobaczyć prawdziwą Grecję, a nie tylko turystyczną bańkę między Akropolem, Areopagiem i Plaką*. Zatrzymuję wzrok na Chalkidzie. Zaczynam planować jednodniową wycieczkę. Jak kubeł zimnej (gorącej?) wody zatrzymuje mnie świadomość, że po drodze są pożary. Powstrzymuję szaleństwo. Myślę, że to byłoby ciekawe doświadczenie. Powstrzymuję szaleństwo po raz drugi. Nie będę igrać z ogniem i robić z ludzkiej tragedii dodatkowej atrakcji i poszerzenia zakresu doświadczeń.
Pięć. Ostatniego dnia wybieram się na wzgórze Lycabettus, z którego jest najlepszy widok na miasto. Przeczytałam, że najlepiej jest wjechać tam tramwajem linowym (cable car), bo wspinaczka jest dość męcząca, poza tym nadal było gorąco. Po wypluciu płuca albo i dwóch podczas wchodzenia po schodach w kierunku stacji kolejki, znajduję informację przy wejściu, że dzisiaj nieczynne z powodu zagrożenia pożarowego.
Dziwny dysonans.
Z jednej strony turyści i lokalni ludzie obsługujący turystykę. Małe figurki Partenonu po siedem euro, lody o szalonych smakach w rożkach z kolorową posypką, łączony bilet wstępu do najważniejszych atrakcji, kawiarnia z widokiem na Akropol, kioski obwieszone pocztówkami, breloczkami i kapciami przypominającymi obuwie strażników przy grobie nieznanego żołnierza.
Z drugiej - kilkanaście kilometrów dalej - ludzie, którzy z dnia na dzień stracili wszystko, co mieli. Helikoptery zrzucające wodę na ziemię, która jednak nie dociera nawet do płomieni, bo powietrze jest tak gorące, że wszystko natychmiast wyparowuje.
Bawienie się dobrze w takiej scenerii wydaje się trochę nieodpowiednie na jakimś poziomie postrzegania. Nawet nie mówię o sytuacji, gdzie turyści na lotnisku cieszą się, że mają miejsce przy oknie, bo będą mogli pooglądać pożary. (Serio?!)
Grecy siedzą w domu z powodu temperatur i pyłu w powietrzu, a ty biegasz oglądać starożytne ruiny i wznosisz toasty. Z drugiej strony, te pożary praktycznie w ogóle na ciebie nie wpływają (no może poza tą kolejką na Lycabettus). Jeśli ktoś nie ogląda wiadomości ani nie sprawdza stanu pożarów w czasie rzeczywistym na interaktywnej mapce w internecie, to jedyne co zobaczy, to chmura popiołów w jednym konkretnym miejscu na tle bezchmurnego nieba. Może nawet nie odróżni tego od zwykłej chmury.
Ale nawet jeśli wiesz, to nie przerwiesz swojego wypoczynku. Nawet jeśli przypomina to taniec na zgliszczach. Wiele rzeczy robisz z rozpędu. Jesteś w wakacyjnym nastroju, zwłaszcza po tygodniu leżenia na plaży na zmianę z piciem ginu na Malcie. Siła rozpędu jest silna. I tak nie pomogę tym ludziom w żaden sensowny sposób, więc jedyne co mogę zrobić, to kontynuować to, co rozpoczęłam. Dodatkowo motywuje mnie do tego fakt, że kolejne lata, albo nawet miesiące, funkcjonowania naszego gatunku na tej planecie mogą być inne od tego, co znamy.
Grecja płonie. Turcja płonie. Włochy płoną, Chorwacja, Albania też płonią, Kalifornia płonie. Temperatura na biegunie wynosi zero stopni Celsjusza, Bałtyk jest najcieplejszy od wielu lat, a na Grenlandii pada deszcz. Zbliża się moment, w którym nie możemy dłużej ignorować tych zmian.
---------------
* Bańka turystyczna jest w Atenach bardzo silna i ograniczająca. Przyznaję, że sama w nią wpadłam, bo poszłam na Akropol i odwiedziłam większość pozostałych stanowisk archeologicznych. Starałam się jednak sprawić, by białe smukłe kolumny nie ograniczały zbytnio mojego pola widzenia, i widzieć na przykład również to, że na placu Syntagma kilka lat temu kładli się artyści oblewający się czerwoną farbą w ramach protestu i w odpowiedzi na kryzys ekonomiczny, że strażnicy przez Parlamentem do dziś wykonują ruch kopania Turka w tyłek, że po urokliwych uliczkach nie tak dawno przewalały się tłumy demonstrujących, demolowano sklepy i budynki i używano gazu łzawiącego.
Urodzić się Grekiem to klątwa. Większość ludzi uważa, że jako Grek własnymi rękami budowałeś Akropol, wyrocznię w Delfach i starożytne teatry, że to ty pomogłeś wymyślić demokrację. Doprowadza mnie do szału to, jak mało na świecie wiadomo o naszej nowożytnej historii. Ludziom wydaje się, że Perykles umarł zaledwie wczoraj i że Ajschylos nadal pisze swoje sztuki. Bardzo rzadko spotykam kogoś, kto wie, że przez czterysta lat byliśmy pod turecką okupacją i że w końcu postanowiliśmy z nią walczyć. (M. Mercouri)
Na 90% pocztówek przewijają się dwa widoki: Akropol i białe domki na Santorini. Oczywiście. Grecja to jednak znacznie więcej, czasem ładne, czasem brzydkie, takie gorzkie pomarańcze o intensywnych kolorach zwodzące przybyszów.
doświadczenia brak więc kto (powie mi jak)
[ENGLISH]
I thoight that since various types of covid restrictions don't prevent me from this year's summer vacation, nothing's gonna break my day, nothing will be able to ruin my plans. And I was right, the plan was implemented, 105% of it - additional five percent is unexpected addition called: "summer holiday in close vicinity of the world ending".
This element brings to my mind many disturbing thoughts concerning the state of our planet, our humanity, ethics of the average tourist, and contradictions.
A few postcards from Athens, summer 2021:
One. I get up in the morning, earlier than usually, because that day I'm going to Acropolis. Acropolis is closed between noon and 5 pm, ase are all other archeological sites and open-air museums due to the heatwave. Even if they didn't close it in the middle of a day, it is better to go to Acropolis early in the morning, when the heat is not so strong - after all, it is climbing uphill with no shade. I get a message written in weird English from my new Greek friend that I should be careful because the air is suffocating due to the fire. I'm going outside; I know what he meant. It is almost impossible to breathe, air is so saturated with the smell of burning. The sky has a strange color, I don't know whether it is cloudy or just full of smoke and ash.
Two. I am sitting in a hotel room, resting between morning and evening going out. A few hours break in sightseeing during the day is absolutely necessary to avoid overheating the body when the temperature reaches 45 degrees outside. I turn on the TV and jump thtough the channels. There are two things only: latest news on the wildfire and Tokyo Olimpics. Nothing else. Flames, Poland playing volleyball, evacuating people from burning island, water jumping, old man making gestures and shouting something in Greek, with flames in the background, semi-final of water polo. Screen goes black. Connection is lost.
Three. I am having lunch in a restaurant, eating chicken souvlaki third day in a row. Sipping a glass of rose wine. The waiter invites passers-by inside, speaking various languages. Tourist walk along the narrow street looking for souvenirs or food. Ceiling fans spray tiny water drops onto customers sitting outside.
There is a TV on the wall, broadcasting the latest news concerning wildfire in the suburbs of Athens. Twenty kilometres from the table where you are eating chicken souvlaki third day in a row, wondering whether you will eat baklava or ice cream for dessert.
Four. I look at the map, thinking that it would be good to go a bit outside of the city, see the real Greece, not just tourist bubble between Acropolis, Areopagus and Plaka*. I keep my eyes on Chalkida. I'm starting to plan one day trip. Knowing that there would be fires on my way stops me like a bucket of cold (or very very hot?) water. I'm holding back the madness. I think it would be an interesting experience. I'm holding back the madness again. I will not play with fire and make a human tragedy an additional attraction to broaden my range of experiences.
Five. On the last day I am going to Lycabettus hill. It is the highest in the city and has the best view. I read that it is recommended to take a cable car as the climb is quite tiring and also it was still hot even in the evening. After losing a lung or two while climbing the stairs towards the cable car station, I read on the closed door that today they are not operating due to fire hazard.
A strange dissonance.
On one hand, tourists and local people serving tourism. Small Parthenon figures, 7 euros each, crazy flavoured ice creams sold in cones with colorful sprinkles, a combined ticket to the most important attractions, a cafe overlooking Acropolis, kiosks with postcards, key rings and slippers resembling the guards' shoes at the grave of unknown soldier.
On the other hand, several kilometers away, people who all of a sudden lost everything they had. Helicopters throw water to the ground, but it is useless, the air is so hot that everything exaporates before it reaches the flames.
Having fun in such a setting seems inappropriate on some level of perception. I'm not even talking about the situation when tourists at the airport are excited to have a window seat because it means they will get a good view of the wildfire. (Seriously?!)
Greeks stay at home because of the heat and ashes in the air, and you, crazy, keep running from one ruins to another and raise toasts. Actually, those wildfires don't really affect your stay in any particular way (except maybe Lycabettus cable car). If someone is not checking the news at all or watching interactive maps showing the range of fires in real time every 5 minutes, they will maybe only notice the cloud of ashes in one specific area of the cloudless sky. But maybe not even that one because they would think it is a regular cloud.
But even if you know, you won't stop your holiday or something. Even if it feels like dancing when the world is on fire. You do a lot of things because you already started, you are on some path, you have your holiday routine, it is the momentum. You have your special holiday mood and you just finish drinking gin at the beach in Malta.
The momentum is strong. Well, I wouldn't help the victims in any productive way anyway. So all I can do is to continue what I have started, correct? In addition, I am kind of mitovated to enjoy my time seeing how everything is changing right next to me. Next years or even months of our functioning on this planet may become very different from what we are used to.
Greece is on fire. Turkey is on fire. Italy is on fire. Croatia, Albania is on fire, California is on fire as well. The temperature on the north pole is zero degrees, Baltic sea is warmer than ever before and it is raining right now in Greenland. The point at which we cannot ignore these changes any more is approaching.
cat-column-view composition, sweating in Piraeus and getting excited about alcohol which is not delicious
------------------
* The tourism bubble in Athens is very strong and limiting. I admit that I fell into this trap myself because I went to Acropolis and all other archeological sites. However, I tried to make sure that slender white columns will not limit my vision too much, and I would realise, for example, that a few years ago, at Syntagma square, there were artists lying on the ground with red paint on their bodies as a protest and response to economical crysis, that the guards at the Parliament carry out the Turk's butt-kicking motion until today and that not so long ago these charming streets were filled with demonstrators, shops and buildings were demolished and tear gas was used.
To be born Greek is a curse. Most people think that as a Greek you built the Acropolis with your own hands, the oracle of Delphi and the ancient theaters, that you helped to invent democracy. It drives me crazy how little the world knows about our modern history. It seems to people that Pericles only died yesterday and that Aeschylus is still writing his plays. I very rarely meet someone who knows that we have been under Turkish occupation for four hundret years and that we finally decided to fight it. (M. Mercouri)
90% of the postcards in Athens feature two views: the Acropolis and white houses of Santorini. Of course. Greece, however, is so much more than that. Sometimes pretty, sometimes ugly, just like intensively colorful bitter oranges that deceive newcomers.
no experience so who (will tell me how)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz