wtorek, 24 maja 2022

Co robi wielka betonowa kura w środku indonezyjskiego lasu / What is giant concrete chicken doing in the middle of indonesian forest

Odpowiedź brzmi: budzi zadziwienie i konsternację. Przyciąga turystów (nie zawsze tak było) i ich zjada (w pewnym sensie), czeka na zachwyty i przygląda się, przyczajona, niezbyt odległej świątynii Borobudur. Taka to jest właśnie kura. Jej wnętrzności są wymalowane w niebieskie niebo, slogany przeciwko zażywaniu narkotyków, atrakcje turystyczne Indonezji i świata oraz tradycyjne ślubne stroje z różnych regionów kraju. Na głowie punkt widokowy, a w tyłku kawiarnia. Duża dawka losowości to to, co lubimy najbardziej. 

Pamiętacie ten fanpage na facebooku: Kościoły, które udają kury? Nie sądziłam, że w Indonezji też go znają. (bo nie znają, chyba)

Ja bardzo lubię takie atrakcje turystyczne, które są efektem nietypowego pomysłu jakiegoś człowieka z nie do końca zrozumiałą, ale za to wzniosłą ideą z rozmachem. Nie martwcie się, nie chodzi mi o absurdalne pomysły pewnych przywódców znane z historii, takie jak budowa dróg i kolei na Syberii albo uprawianie bawełny nad Jeziorem Aralskim (to mi przyszło do głowy, gdy napisałam pierwsze zdanie tego akapitu). Tutaj mamy coś bardziej drobnego i mniej szkodliwego, a idea niesie pozytywne przesłanie.

W końcu to drób. 

Czas zacząć być poważnym. 

Mam też szczególną słabość do takich obiektów, które swoją monumentalnością sprawiają wrażenie, że powstały przed wiekami i że wiąże się z nimi jakaś niesamowita historia - a w rzeczywistości postawiono je ze trzydzieści lat temu. Takim obiektem jest przecież leżący Budda w Nanzoin pod Fukuoką, gdzie po raz pierwszy spotkałam Agusa i gdzie zauroczył mnie totalnie prezentując swoją nieumiejętność jedzenia lodów o smaku matcho-śmietankowym. To moja ogólna wiadomość do całego wszechświata: jeśli chcesz się zakochać, nie odmawiaj wycieczki do leżącego Buddy. Ale do rzeczy. 

Ogromna betonowa kura w środku indonezyjskiego lasu, zwana potocznie Chicken Church (Gereja Ayam), nie jest w zasadzie ani kościołem, ani kurą. Budynek jest kojarzony z kościołem głównie ze względu na kształt konstrukcji (pomijając kurczakowe akcenty) oraz dlatego, że jego twórca to Indonezyjczyk chrześcijanin, Daniel Alamsjah. Jednak funkcja obiektu nie ogranicza się tylko do bycia osobliwym ośrodkiem kultu chrześcijan. 

Jest znacznie lepiej! To osobliwy ośrodek kultu dla ludzi każdej dowolnej religii i każdego wyznania, miejsce medytacji i pomocy potrzebującym, a przynajmniej tego typu rzeczy autor miał na myśli. W kształcie gołębicy w koronie (a nie kury właśnie) i pośrodku tropikalnego lasu w okolicach Magelangu dlatego, że taką wizję miał Alamsjah we śnie, który to sen uparcie nie dawał mu spokoju. Nie można się z tym spierać, prawda? Gdyby każdy człowiek miał taką motywację do realizowania swoich najskrytszych, nieważne jak nietypowych wizji, świat byłby ciekawszym miejscem. 

Z drugiej strony, niektórych może lepiej nie realizować. Do takiego wniosku mógł dość Alamsjah, gdy skończyły mu się pieniądze na wykończenie.

Idea w gruncie rzeczy bardzo ładna - miejsce modlitw dla ludzi każdej religii. Miejsce pełne harmonii i pokoju. Kilka lat po wybudowaniu niestety idea, wraz z całym kurczakiem, zaczęła popadać w ruinę. Wnętrz nie ukończono, a po 2000 roku natura zaczęła dosłownie pożerać biednego ptaka z zewnątrz i od środka. Jeszcze na zdjęciach z 2015 budowla wygląda jak opuszczony schron z drugiej wojny światowej. 

Podobno w tych początkowych latach budynek był używany jako miejsce rehabilitacji (raczej izolatka?) dla, cytuję za źródłem: narkomanów, niepełnosprawnych dzieci, chorych psychicznie i agresywnych - w podziemiach znajduje się kilkanaście oddzielnych pomieszczeń. W artykułach ten wątek opisany jest bardzo zwięźle, w każdym razie brzmi to wszystko trochę upiornie. Nie chciałabym być niepełnosprawnym dzieckiem uwięzionym w celi we wnętrznościach gigantycznej kury w środku lasu między obłąkanym a narkomanem. Mam nadzieję, że ten epizod nie trwał długo. Albo że to nic innego jak plotka mając przyprawić o dreszczyk emocji.

Teraz następuje rzadki moment, gdy mam ochotę krzyknąć: niech żyją media społecznościowe i globalna turystyka! Możliwe, że kościół-nie-kościół byłby spisany na straty i znany tylko wśród miejscowych ludzi jako wymysł dziwaka albo starożytne udawane ruiny. Na szczęście, wraz z rozwojem turystyki i docieraniem co odważniejszych obcokrajowców w coraz bardziej ukryte miejsca, Kurczak stopniowo zyskiwał na popularności. Daniel Alamsjah zaczął zarabiać grube, jak na lokalne warunki, pieniądze przez sprzedawanie wejściówek za jednego dolara. Wnętrza zostały nie tylko uporządkowane, ale też ozdobione malowidłami, muralami i zdjęciami. Z dzioba kury i z czubka jej głowy można oglądać widoki, a w jej tyłku usiąść przy stoliku, napić się kawy i zjeść tradycyjną przekąskę. Wokół pojawiły się ścieżki, rzeźby, restauracje, lepsza droga dojazdowa (choć i tak musisz zamówić przejażdżkę jeepem, by się tam dostać, bo zbocze jest zbyt strome na normalny samochód).  

You know, everyone said I was crazy, powiedział Alamsjah w którymś wywiadzie. Człowiek - zdawałoby się - twardo stąpający po ziemi, pracujący w przemyśle chemicznym, ma sen ze świątynią w kształcie gołębia w roli głównej. I sam ten sen sprawia, że podejmuje się niemożliwego, by spełnić zawartą w nim ideę. Bez względu na to, jak jest szalona i jak wiele komplikacji przysparza - zezwolenia, ukształtowanie terenu, dokumenty, fakt budowy świątyni przez katolika w samym środku wyspy zdominowanej przez muzułmanów, ogólne niezrozumienie. 

To, co miało być koroną na głowie gołębicy, zostało zinterpretowane jako grzebień koguta. Chicken Church brzmi absurdalnie, komediowo, umniejszająco, ale bardziej chwytliwie niż Dove prayer house albo coś w tym rodzaju. Pomimo sprzeciwów Daniela, do jego wizji przylgnęło pierwsze określenie: nawet ja go użyłam w tytule wpisu, by przyciągnąć Waszą uwagę. Tak jest w życiu. Gdy ludzie cię nie rozumieją, obracają twoje działania w żart. Albo doklejają do tego pseudohistorię lub elementy horroru, takie jak to, że kościół został po holenderskiej okupacji, albo że jest nawiedzony przez wampirze demony. Podczas gdy prawda brzmi o wiele prościej: przyśniło mu się, wybudował, trochę było ciężko, ale ostatecznie się udało. Brawo, Daniel. 

Moja wyprawa do Indonezji to było właśnie trochę takie budowanie wielkiej kury pośrodku niczego, wbrew zdrowemu rozsądkowi. W pewnym momencie straciłam ochotę na przekonywanie ludzi, którzy mnie pytali, po co tam lecę, że to, co planuję, ma ogromny sens dla mnie, jednocześnie bez posiadania krztyny logiki. Czasami nawet długie czekanie może być pełne radości. Miałam sen, i teraz nie mam wyjścia. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale życie to nie zupa, żeby potem było drugie. Był czas, że mój kurczak też został porzucony na pastwę lasu, a zobaczcie, jak teraz pięknie leci (bo to gołąb jest) (albo raczej kaczka, tak, u mnie niech będzie kaczka, bo kaczka to bebek).

Źródła:

Atlas Obscura

Daily Mail (tutaj ciekawe zdjęcia jeszcze z 2015)

[ENGLISH]

The answer is: makes people confused and amazed in a way. Attracts tourists (not since the beginning), eats them in some sense, waits for admiration and looks towards not so distant Borobudur temple. It's this kind of chicken. Its insides are painted in blue skies, anti-drug slogans, pictures of tourist attractions in Indonesia and whole world, traditional wedding clothes from various regions of the country. View point on the top of the head and cafe inside of the butt. Large dose of randomness is what we like most.

Do you remember that Facebook fanpage: Churches that pretend to be chickens? I wasn't aware they knew it in Indonesia too. (because they didn't, I think)

I really like tourists attractions that are the result of some unusual idea, not fully understandable, but quite sublime and with panache. Don't worry, I'm not gonna write about absurd ideas of some historical leaders like building roads and railways in the middle of Syberia or growing cotton by the Aral Lake (that occured to me when I wrote the first sentence of this paragraph). Here we have something more minor and less harmful, and the idea carries a positive message. 

After all, it's poultry.

Time to get serious.


I also feel amazed by this kind of monuments that - due to their size, monumentality and uniqueness - give the impression that they were built centuries ago and that there are important historical events behind them. When in fact they built them like thirty years ago. Such an object is, for example, statue of Reclining Buddha in Nanzoin near Fukuoka, where I met Agus for the first time and where he charmed me totally showing his inability to eat matcha ice cream. This is my general message to the world: if you want to fall in love, never refuse a trip to Reclining Buddha. Now to the point.

A huge concrete chicken in the middle of Indonesian forest, commonly known as Chicken Church (Gereja Ayam) is, in fact, neither a chicken nor a church. The building is associated with christianity mainly because of shape of its structure (apart from chicken elements) and because its creator, Daniel Alamsjah, is Indonesian Christian. However, function of this facility doesn't limit to being a peculiar center of Christian worship.

It is much better! It is a peculiar center of worship for people of all religions, and also a place for meditation and help for those who need. Or at least this kind of stuff had its author in mind. In the shape of dove wearing crown (so not a chicken apparently) and in the middle of tropical forest near Magelang, because this was exactly the vision that Alamsjah had in his dream. Dream that stubbornly haunted him. You cannot argue with something like that, right? If every human being had such motivation to pursue their innermost, no matter how weird visions, the world would be a more interesting place.

On the other hand, it may be better not to pursue some of them. Alamsjah could have this conclusion when he ran out of money to finish his project. 

Idea was really nice indeed: a place for praying and meditating for people of all religions. Full of peace and harmony. A few years after its construction, however, the idea - along with chicken itself - began to fall into disrepair. Interiors were not completed and in 2000 the nature literally began to devour the poor bird from the outside and inside. In photos from 2015 the building still looks like abandoned shelter from the Second World War. 

Apparently in those early years it was used as rehabilitation centre (more like isolation?) for, quoting from the source: drug addicts, disabled children, mentally ill and aggressive - there are several separated rooms in the basement. The articles mention this aspect very briefly, but still it all sounds a bit spooky. I wouldn't like to be a disabled child trapped in a cell in the guts of giant chicken in the middle of a forest between a madman and drug addict. I hope this episode didn't last long or that it is just some sort of rumor that is made up to give you a thrill. 


Now comes the rare moment when I want to shout: long live social media and global tourism! It is possible that Gereja Ayam would be forgotten. Or known only by local people as a mad idea of some old man or as fake ancient ruins. But as tourism developed more and more curious foreigners started reaching more and more distant places, Chicken gradually gained popularity. Daniel Alamsjah started earning crazy amounts of money by selling 1-dollar tickets. Interiors have not only been tidied up, but also decorated with paintings, murals and photos. From the chicken's beak and the top of a head you can watch the views and in its butt you can sit, chill, have a coffee and local snacks. There are paths surrounding it, sculptures, restaurants and better road access (but you still need to order a jeep ride to get there because slope is too steep for a normal car).


You know, everyone said I was crazy, said Daniel in one of the interviews. A man - it would seem - with his feet on the ground, working in chemical industry, has a dream about a temple in the shape of a dove. And this persistent dream makes him undertake the impossible in order to fulfill the idea it contains. No matter how crazy it is or how many complications there are: permits, terrain, documents, the fact, that someone is building a Christian temple in the middle of island dominated by Muslin, a general misunderstanding caused by all this. 

What was supposed to be the crown on the head of a dove was interpreted as a rooster's comb. Chicken Church sounds absurd, comedic, diminishing, but more catchy than Dove Prayer House for sure. Despite Daniel's objections, the first term stuck to the place: even I used it in the title to catch your attention. Life is like that. When people don't understand you, they will turn your actions into a joke. Or they will add pseudo-history or horror elements to it, such as the church was built by Dutch colonisers or it is haunted by vampire demons. While the truth is much simpler: he dreamt it, he built it, it was a bit difficult, but in the end he succeeded. Bravo, Daniel.


My journey to Indonesia was just like building a huge chicken in the middle of nowhere, against common sense. At one point I lost my desire to convince people who asked me why I was going there that what I was planning had a huge sense to me - without having a tiny bit of logic at the same time. Sometimes even a long wait can be full of joy. I had a dream and now I have no choice. Nobody said it would be easy, but life is not a soup, there will be no second. There was a time when my chicken was abandoned in the forest too, but see how beautifully it is flying now! (because it is a pigeon, not chicken) (or a duck, yeah, duck sounds much better, because duck is bebek)


Sources:

Atlas Obscura

Daily Mail (with some interesting photos from 2015)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz