wtorek, 8 sierpnia 2023

Wesele last minute / Last-minute wedding

[English below]

Organizacja wesela to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza gdy pół roku przed nim nie wiesz jeszcze, czy się odbędzie. Zwłaszcza gdy słyszysz, że przeciętni ludzie rezerwują sale, DJ-ów i fotografów z dwuletnim wyprzedzeniem. 

W sumie mieliśmy całkiem niezłą wymówkę, by w ogóle się w to nie bawić. Ślub cywilny w Danii, z dala od rodziców i przyjaciół, już się odbył. Nawet jeśli coś zrobimy, to rodzina Pana Młodego i tak nie będzie mogła dotrzeć, a ja sama mam ją stosunkowo małą. Poza tym, słysząc o ludziach biorących kredyty na jedną imprezę w życiu i kosmiczne stawki różnych usługodawców i towarów, łapiesz się za głowę. Albo przynajmniej podejrzewasz świat o to, że stanął na głowie.


Ale dlaczego nie? W końcu właśnie o to chodzi. To jedyna taka impreza w życiu. 


I to prowadzi nas właśnie do tego:

SWOJSKIE POLSKO-INDONEZYJSKIE WESELE LAST MINUTE, 
ślub kościelny jednostronny katolicko-muzułmański, impreza na 20 osób z pięciu różnych krajów*, w tej samej parafii, w której 28 lat wcześniej pobierali się moi rodzice
*w tym jedna Japonka, bo tak wskazuje rodzinna tradycja

Przydałby się profesjonalny wedding planner, bo ani ja, ani tym bardziej Agus nie wiemy nic o organizowaniu wesela; nawet na żadnych ostatnio nie bywaliśmy. Na całe szczęście mama zna połowę wsi i wiedziała, kto może nam zrobić kwiaty, kto zdjęcia, a kto nadmuchać balony. Śmieszna historia a propos balonów, sami z Agusem nadmuchiwaliśmy ogromne czerwone serca jakieś dwie godziny przed ślubem, w środku bieganiny jak psy z wywieszonymi językami. I tak nie ustawiliśmy ścianki do zdjęć na czas, ale dobrze, trzymajmy się chronologii

Wszystko zaczęło się pod koniec stycznia, kiedy zarezerwowaliśmy salę i wstępnie uzgodniliśmy datę z księdzem. Niech będzie 15 lipca, dzień dobry jak każdy inny. Pomijając fakt, że podczas tego uzgadniania przyszły Pan Młody przebywał 8500 kilometrów od miejsca ślubu i nieźle się gimnastykował, żeby w ogóle zdobyć wizę do Europy. I że akurat padła duńska strona rządowa, która miała nam wystawić zezwolenie na ślub cywilny. Pomijając też fakt, że w terminie ślubu siostra Panny Młodej miała być na obozie żeglarskim po drugiej stronie Polski, i specjalnie musiała wyrwać się z niego w podróż która trwa cały dzień w jedną stronę. Po prostu lubimy dokładać sobie emocji.
 
 

Cała reszta: DJ, fotograf, sukienka i inne szczegóły były załatwiane miesiąc, góra dwa miesiące przed. Nie jest to niemożliwe, więc jeśli jesteś przyszłą Panną Młodą (albo Panem) i powoli wpadasz w panikę, to mam dla Ciebie jedną radę: nie daj się zwariować. Gdy dołączysz do facebookowych grup typu "Sprzedaj suknię ślubną/wszystko inne do ślubu", "Panny młode inspirujmy się!!" i zaczniesz czytać, to możesz bardzo szybko stracić zdrowe zmysły. 
Tablice powitalne, pudełka na koperty, pudełka na obrączki, wianki na dom panny młodej i pana młodego, kierunkowskazy, fotobudki, automatyczni barmani, koszyczki ratunkowe, girlandy, świecące napisy Love i inne mądre sentencje, makramy, koła, wieszaki, szlafroki, prezenty, ozdoby i nie wiem sama, co jeszcze. Pytania i rady dotyczące tego, jaka piosenka na wejście na salę, jaka do tortu, a jaka przy podziękowaniach dla rodziców. Ile litrów wódki na osobę, jaki kolor serwetek, jaki kolor płatków róż, czym się różni śmietankowa biel od kości słoniowej, jaki kwiatek w butonierce i jaki kolor skarpetek organisty. Jak poprosić świadków o świadkowanie, a jak podziękować dziękującym. Dajcie spokój. 

nie wiem, kto był bardziej spanikowany - ksiądz czy my
(moja mina mówi: "po co cię cały ranek uczyłam przysięgi po polsku, skoro teraz robimy to po angielsku?")

To ma być twój szczęśliwy dzień, a nie wyreżyserowane przedstawienie. Nie ma sensu za bardzo przeżywać każdy drobny szczegół, bo w dniu wesela w nadmiarze emocji duża ich część po prostu ci umknie. Ja nie pamiętałam nawet, jakiego koloru był tort, mimo że wpatrywałam się w niego jakiś czas podczas krojenia. Dopiero w czasie oglądania zdjęć zobaczyłam i zachwyciłam się, że pasuje kolorystycznie do wystroju sali i mojego weselnego bukietu. 
(jeśli komuś te wszystkie szczególiki sprawiają radość, to nie ma w tym nic złego - pewnie jeśli planujesz wesele przez dwa lata, to masz czas przemyśleć każdą sekundę tego dnia - ale jeśli jest to źródło stresu, to lepiej odpuścić sobie niektóre kwestie i...)

...po prostu zaufać, że osoby, które Cię kochają, uczynią ten dzień niezapomnianym i pełnym pozytywnych emocji.

Czego się bałam, a nie powinnam?

 

1. Że sukienka okaże się za ciasna (zwłaszcza jeśli dużo zjem, ale właściwie z tym nie było problemu, o czym napiszę później) i po wielu godzinach noszenia będzie mi słabo, albo że w ogóle jak ją założę w dniu ślubu to nie będzie mi się podobała (przymierzyłam ją tylko raz, i tylko tą jedną); albo dodatki nie będą do siebie pasowały, albo fryzura, albo makijaż, bo nie robiłam próbnego i nie miałam żadnej koncepcji na ten temat. Tego typu wątpliwości.
Niepotrzebnie. Wyglądałam fantastycznie. 
Agus też, chociaż kupowaliśmy mu inny garnitur, który przerabialiśmy jeszcze u krawcowej, a ostatecznie i tak założył swój z Indonezji. 

pomocy

2. Że pierwszy taniec będzie nieprofesjonalny i drętwy. Nie braliśmy żadnych lekcji, uczyliśmy się do wybranej piosenki z filmiku na youtube trzy dni przed ślubem w międzyczasie podczas sprzątania mieszkania. Szybko uświadomiliśmy sobie, że nie damy rady zatańczyć tak zgrabnie jak ci tancerze z filmu. I co z tego? I tak wyszło super. Chyba że wszyscy mówili nam tak z grzeczności. Dwie lampki wina przed tańcem też na pewno nie zaszkodziły. 



3. Że przez znikome weselne doświadczenia nie będę wiedziała, co robić, na co zwracać uwagę i w ogóle będę miała słabą kontrolą nad jego przebiegiem. Nie uważam się za control freaka, ale wszystkie ważniejsze przedsięwzięcia, takie jak podróże, przeprowadzki i inne imprezy, organizowałam zwykle sama od początku do końca. Trudno mi było sobie wyobrazić, że w dniu, który jest dla nas najważniejszy, ktoś inny zadba o całą resztę. Ale zgadnijcie co? Obsługa sali i DJ są właśnie od tego. Nawet jak na wpół albo całkiem pijanym wychodzisz jako ostatni z sali, zostawiając za sobą część prezentów, welon i buty, następnego dnia znajdujesz je wszystkie gotowe do odebrania. 

 

4. Że gości będzie na tyle mało, że cały ten wysiłek wyda się daremny, a impreza okaże się ponura i nijaka. Otóż - nie. Z pewnych powodów opisanych poniżej uważam nawet, że małe wesele jest znacznie lepsze. W końcu chodzi o jakość, a nie o ilość. O poczucie, że otaczają cię ludzie, którzy się dla ciebie naprawdę liczą, a nie siódme wody po kisielu, które ostatnio widziały się podczas chrztu. Nie balowaliśmy do rana, ale biorąc pod uwagę, że śląskie śluby odbywają się wcześnie (nasz był o 13), to i tak wyszła porządna liczba godzin zabawy. 

Czego się nie bałam, a powinnam?



1. Chaotycznej bieganiny jak ten kurczak bez głowy kilka dni przed ślubem. Przenoszenia rzeczy z mieszkania na salę albo do drugiego mieszkania, robienia zakupów, odbierania gości, przygotowania dekoracji i nas samych. W dniu ślubu rano chodziliśmy po całym Kobiórze w tą i w powrotem z puszkami po piwie na sznurku, bo w którymś momencie chcieliśmy je dać tacie do przywiązania do samochodu. Na szczęście odległości były niewielkie, co pozwalało nam biegać od jednej do drugiej lokalizacji wielokrotnie. Na nieszczęście, było bardzo gorąco.

 

2. Tego, że całe wesele mija niepostrzeżenie jak mrugnięcie okiem. Jedenaście godzin od wejścia na salę do wyjścia, a ja nie napiłam się kawy ani nie spróbowałam żadnego ciasta (nie licząc tortu) i połowy innych wymyślnych przekąsek. Nie spędziłam z każdą osobą tyle czasu, ile bym chciała, chociaż niektórzy przejechali kilkaset kilometrów i nie widuję ich na co dzień; nie wypiłam wszystkich drinków z listy barmana i nie zatańczyłam do wszystkich piosenek, które lubię. Byłam zabiegana, w pozytywnym sensie. Na szczęście są zdjęcia, żeby jeszcze raz na spokojnie to przeżyć. 

 

3. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz - w całym pędzie pamiętania o wszystkich dookoła, zapomnieliśmy zadbać przede wszystkim o siebie. Ulokowaliśmy gości weselnych w hotelu, a sami spaliśmy na napompowanym w 10% materacu dmuchanym na podłodze w mieszkaniu dziadka. Nie mieliśmy czasu (ani pompki) żeby go przygotować wcześniej, a jak przyszliśmy z wesela to było nam naprawdę wszystko jedno - podczas gdy właśnie tej jednej nocy w życiu powinniśmy się czuć jak król i królowa. Pewnie na starość będziemy się z tego śmiać (w sumie już to robimy), ale po weselu wróciliśmy do Warszawy na ogromnym długu energetycznym spowodowanym przygotowaniami, brakiem snu i emocjami. 


4. Po weselu też trzeba by było wziąć kilka dni urlopu, a nie jechać od razu na drugi koniec kraju. Powinno się siedzieć, kontemplować, dojadać resztki, dopijać pootwierane butelki alkoholu i patrzeć na więdnące kwiaty i balony. A nie wracać do szarej codzienności (podróż poślubna na razie odpada, bo raz, że mieliśmy już tą przedślubną, a dwa, czekamy na kartę pobytu Agusa - trzymajcie kciuki)


Nasze wesele spełniało kilka ważniejszych kryteriów typowego polskiego wesela, ale nie wszystkie. Nie było oczepin (śląskie tłuczenie porcelany przed domem Panny Młodej jednak się odbyło) (tradycyjna bramka, czyli śląska szloga, też się pojawiła nie wiadomo skąd); nie było ciągłego lania wódki (mieliśmy barmana i suchy lód), a wielu kwestii nie planowałam w ogóle. Zdałam się na obsługę sali i DJ-a. Powiedzieliśmy tylko, jaki utwór chcemy na pierwszy taniec, że ma być belgijka (polecam!!) i jedna zabawa-quiz, jaka kolorystyka sali, a podczas ustalania menu pół na żywo pół przez telefon mówiłam głównie "tak, to brzmi dobrze". Pewnie dlatego mieliśmy znacznie więcej jedzenia niż moglibyśmy przejeść. Chce ktoś mrożoną roladę??

Chyba rozumiem, jak to może działać. Tak długo i intensywnie planujesz ten dzień, że łatwo wplątać się w poczucie ogromnej presji. Poza tym, nietrudno też wpaść w pułapkę zbyt dużego wyboru. Złapałam się na tym, że przez kilka dni głowiłam się nad wzorem zaproszeń. Niepotrzebnie. Nigdy nie będziesz w stanie wybrać najlepszej z możliwych opcji, bo po prostu jest ich za dużo. Uwierz w to, że będzie dobrze wystarczająco. Wszystko będzie fantastycznie. 


[ENGLISH]

Organizing a wedding is a real challenge. Especially if six months before you still don't know whether it will happen. Especially when you hear that normal people book venues, DJs and photographers two years in advance. 

And actually we had a pretty good excuse not to do it at all. Civil wedding in Denmark, far from our families and friends, had already taken place. Even if we organise wedding party, groom's family won't be able to attend it anyway, and I have realtively small family myself. Besides, hearing about people taking loans for one day of their lives and crazy high prices of various service providers and goods, you can start having headache. Or you suspect the world has turned upside down. 

But why not? After all, that's what it's all about. This is the only such day in the lifetime. 


And that brings us to this:

POLISH-INDONESIAN LAST MINUTE WEDDING
unilateral catholic-muslim wedding ceremony, party for 20 people from 5 different countries* in the same church where my parents got married 28 years earlier
*including one Japanese girl, as family tradition indicates

Professional wedding planner would be useful, because neither I nor Agus know anything about organising a wedding; we haven't even been to any lately. Fortunately, my mum knows half of the village and she knew who could arrange flowers for us, who could take photos, or inflate the balloons. Funny story about balloons, Agus and me were inflating huge red hearts about two hours before the ceremony, in the midst of running around like dogs with their tongues hanging out (Polish idiom). We did not set up the photo wall on time anyway, but okay let's stick to the chronology

It all started end of January this year, when we booked the venue and agreed the date with the priest. Let it be 15 July, a day just as good as any other. Except for the fact that at the same moment while making this decision, the future groom was 8500 kilometres from the mentioned venue and doing some complicated gimnastic acrobations in order to get European visa. And that Danish government website, that was supposed to issue permission for our civil wedding, was not functioning. Except for the fact that on the wedding date the bride's sister was going to be at the sailing camp, on the other side of the country, and she had to leave it in the middle for a trip that lasts one full day one way. This is us, we like adding exciting elements to our lifes. 


Everything else: DJ, photographer, dress and other details were arranged a month or max two months before. It's not impossible - so if you are future bride (or groom) and you are starting to panic, I have one advice for you: don't let yourself go crazy. Once you join Facebook groups like "Sell wedding dress&everything for the wedding", "Future brides let's inspire each other!!!" and start reading the content, you can easily lose your sanity. 
Welcome boards, boxes for envelopes, boxes for rings, wreaths for bride's house, for groom's house, singposts, photo boots, automatic bartender, emergency baskets, garlands, glowind LOVE letters and other wise sentences, macrames, wheels, hangers, bathrobes, gifts, decorations and I don't know what else. Questions and advice on what song to play when entering the venue, which song to go with the cake, and which for saying thank you to parents. How many bottles of vodka per person, what color of napkins, what color of rose petals, what is the difference between creamy white and ivory white, what flower in the buttonhole, and what color of the organist's socks. How to ask witnesses to witness and how to thank those who thank you. Come on. 

I don't know who was more stressed: the priest or us
(my face: "whi did I teach you the oath in Polish if we are doing it in English anyway?!")

This is supposed to be your happy day, not a staged show. There is no point in focusing on every tiny detail too much because on the wedding day, with tons of emotions every minute, these details will get lost in the picture. I couldn't even remember what color the wedding cake was even though I was staring at it for several minuters while slicing it. It was only when looking at the photos that I noticed and was delighted that its color matched the decor of the room and my wedding bouquet. 
(don't get me wrong, if someone enjoys little details, there is nothing wrong with it. Probably if you plan your wedding for two years, you have time and energy to think about every single second of your big day - but if it is causing stress, it's better to let go of some issues and...)

...simply trust that people who love you will make this day unforgettable and full of beautiful emotions. 

What was I afraid of and I shouldn't have been?



1. That my dress will turn out to be too tight (especially if I eat a lot, but that was not a problem which I will explain later) and that after long hours of wearing it I will feel dizzy. Or that when I wear it on wedding day I will suddenly stop liking it (I tried it on only once and that was the only dress I tried on); or that the accessories won't match altogether, or the hair, or the make up, because I didn't do a test one and I had no concept of how I want i to be. These kinds of doubts. Unnecessary. I looked gorgeous. 
So did Agus, although we bought him another suit and even spent some time altering it at the tailor. In the end he put on his Indonesian suit anyway. 

help

2. That our first dance will be unprofessional and weird. We didn't take any classes. We learned from youtube video three days before weading, in the meantime, while cleaning the house. We quickly realised we will not be able to to dance as gracefully as professional dancers in the video. So what? We don't need to. It turned out great. At least everyone said so and I hope it was not only out of politeness. Two glasses of wine before the dance certainly helped too. 



3. That because of my little wedding experience I won't know what to do, what to pay attention to and I won't have much control over its course. I don't consider myself a control freak but all major projects in my life (traveling, moving, other parties) I have organised myself from the start to finish. It was hard for me to imagine that in the most important day of my life someone else will take care of stuff. But guess: the venuse staff and DJ were there to handle it. Even if you leave the venue half or fully drunk in the end, leaving behind some of your gifts, your veil and shoes, the next day you will find them ready and prepared to be picked up. 


4. That the number of guests will be so small that the party will seem gloomy and bland and all the effort will feel in vain. Well - no. For some reasons listed below I even think that small wedding is much better than a big one. After all it is about quality, not quantity. The feeling that you are surrounded by people that know you and truly care about you, not some distant relatives that saw you last time at your baptism. We didn't party till morning, but because Silesian weddings start rather early (our ceremony was at 1), it still turned out to be the considerable amount of hours partying. 

What I wasn't afraid of, and I should have been?


1. Chaotic bustle like a headless chicken in the last few days before the wedding. Moving things from one apartment to the venue or another apartment, shopping, picking up guests, preparing decorations and ourselves. In the morning before the wedding we walked around Kobiór back and forth with empty beer cans on a string, because at some point we wanted to give them to dad to tie to the car. Fortunately the distances were short so we could do multiple trips. Unfortunately, it was extremely hot. 


2. The fact that the whole wedding passes fast like a blink of an eye. Eleven hours from entering the venue to leaving last of the guests, and I didn't even have a proper cup of coffee and didn't taste any cake (except for wedding cake), and half of the fancy snacks on the table. I didn't spend as much time with every person as I would like to, because some of them traveled several hundreds kilometres and I don't see them every day. I didn't drink all the cocktails from bartender's list and didn't dance to all the songs I like. I was busy. In positive way. Luckily we have a lot of photos to relive all of it peacefully. 


3. There is saying in Polish: you will sleep as comfortably as you will make your bed. In the whole rush of remembering to take care of everyone else, we forgot about ourselves in the first place. We accomodated our guests in the hotel and ended up sleeping on 10% inflated mattress on the floor in grandpa's flat. Because we didn't have time to prepare it earlier, and when we came back home we didn't care any more - while in fact this one night in our lifes we should be feeling like king and queen. We will probably laugh remembering it when we are old (we already do), but the truth is we returned to Warsaw on a huge energetic debt caused by hectic preparations, lack of sleep and emotions. 


4. After the weeding you should take several days off as well, instead of going far away immediately. You should sit, contemplate, eat leftovers, finish all opened bottles of alcohol, and look and dying flowers and balloons. Don't go back to grey everyday life right after wedding (honeymoon is not available right now, because we had our pre-wedding honeymoon in Denmark, and now we are still waiting for Agus stay permit - keep your fingers crossed).


Our wedding met some of the most important criteria of typical Polish wedding, but not all of them. We had no oczepiny, but there was traditional Silesian breaking of porcelain in front of bride's house the day before. We even had szloga (the gate) from I don't even know where. There was no never ending vodka shots because we had a bartender with wow effect of dry ice. And many elements I didn't plan at all. I relied on the venue staff and DJ. We only said which song we would like for our first dance, at that we want to dance belgijka (Belgian dance) at some point (super fun!!), and one quiz, what decorations color for the hall, and while setting the menu half-in person, half-on the phone I mainly said "yeah that sounds good" (maybe that was the reason we had more food than we could possibly eat) (who wants frozen meat roll??)

I think I understand how it might work in most cases. You plan this special day for so long and so intensely that you can find yourself under pressure too huge to handle. Plus it's easy to fall into the trap of too many choices. I found myself scratching my head over the invitation design for a few days. I don't know why. You will never be able to choose the best possible option because there are simply too many. Believe in the good enough. Everything will be fantastic. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz