środa, 2 października 2019

Top 15 coolest places in Kiwiland

[English below]

Poprzedni wpis był raczej bardzo spontanicznym zlepkiem refleksji w trochę niepoważnej formie niż faktyczną relacją z podróży. Relacji z podróży nie będzie, pokażę tylko na mapce (małej i mało dokładnej, bo chwilowo nie studiuję geografii i nie wiem jak to się robi profesjonalnie), jak to mniej więcej wyglądało.


Początek i koniec wycieczki to Auckland, najpierw lekko na wschód na półwysep Coromandel, na południe przez Rotoruę, Taupo i Rivendell (hehe) do Wellington, prom do Picton, z lekkim zboczeniem do Abel Tasman przejazd na zachodnie wybrzeże, na dół na dół na dół, naleśniki, lodowce, Hokitika, pustki, plaże, między górami do Hawea, Wanaka, Queenstown i Te Anau, jednodniowa wycieczka autokarem i statkiem do Milford Sounds, znowu na północ, przez Queenstown i Richmond, jeziora Pukaki, Tekapo, Christchurch, Kaikourę z powrotem do Picton, prom, kilka małych miejscowości na zachodzie północnej wyspy, Taranaki, czarne plaże w drodze na północ, znowu góry i pustki, Waitomo, znów Auckland z pełnym ekspresji zakończeniem podróży w Piha. 
Zanim przejdę do krótkiej charakterystyki (mam nadzieję że skrajnie subiektywnej, bo w przeciwnym wypadku milion identycznych rzeczy bylibyście w stanie znaleźć na dowolnym blogu podróżniczym czy stronie promującej Nową Zelandię), łapcie film:



LISTA TOP15+ FAJOWSKICH MIEJSC W KIWILANDII

1. Zatoka Milforda (wliczając Milford Highway)


Trudno właściwie stworzyć numerowaną listę, gdy wszystkie miejsca są tak niesamowite, w dodatku każde z nich na swój sposób, ale niech już będzie.
Milford Sounds to poczucie odosobnienia i bliskości z majestatyczną niezmąconą naturą, wodospady spływające z kilkudziesięciometrowych skał, głębokie górskie zatoki, foki machające do ciebie z oddali, błękitna woda, a po drodze widok na ośnieżone szczyty odbijające się w tafli jeziora, surowy, pierwotny krajobraz, szumiące strumienie, bezczelne papużki kea i gęsty las. Kwintesencja nowozelandzkości. Mam nadzieję, że czytając to, czujecie zapach wilgotnych liści, słyszycie szum wodospadu i jest wam ciepło od promieni słońca w wietrzny dzień, bo ja to mam, pisząc te słowa.

2. Półwysep Coromandel


Być może mój zachwyt tym miejscem wynika z faktu, że było pierwszym, które odwiedziłam. Po panicznym wyjeździe ze spływającego deszczem Auckland znalazłam odpowiednią drogę i dojechałam do celu, którym były Hot Water Beach i Coromandel Cove. Hot Water Beach to zgodnie z nazwą bardzo ciepła woda w zagłębieniach które kopiesz sobie na plaży (bardzo gorące skały kilkanaście kilometrów pod powierzchnią) a Coromandel Cove to jaskinia i kawałek skały w wodzie: nic szczególnego, biorąc pod uwagę kraj, w którym się znajdujesz. Ale dla kogoś, kto dopiero do niego trafił i uświadomił sobie, że właściwie prowadzenie kampera to nie taka niemożliwa rzecz i że nawet jeśli jesteś tak daleko od domu, jak nigdy wcześniej, jakoś sobie poradzisz, to jest jak brama/przedsionek raju i przygody życia.
I właściwie naprawdę jest tam bardzo ładnie. Nawet jeśli musisz iść dalej, niż ci się wydawało i w konsekwencji musisz szukać campingu po zmroku, a jedyne jedzenie, jakie masz, to limonka z pudełka z darmowymi limonkami.

3. Jaskinie Waitomo


Trzecie miejsce dla jaskiń Waitomo uzasadniam trzema elementami: świecące robaki, szata naciekowa i małe owieczki.
Małe owieczki to moi towarzysze na pobliskim campingu. Pisałam o nich trochę w poprzednim wpisie. 
Nie mam sensownych własnych zdjęć świecących robaczków, bo mój telefon tego nie potrafił uchwycić, ale wyobraźcie sobie nocne niebo. Tylko takie nocne niebo, które jest tuż nad twoją głową, gdy płyniesz łódką w kompletnej ciemności. Pełne gwiazd, ale tych gwiazd jest sto razy więcej niż na najbardziej rozgwieżdżonym niebie, które kiedykolwiek widzieliście. Są w dodatku nieco większe i świecą trochę niebieskawo/zielonkawo. 
A szata naciekowa to szata naciekowa. Bardzo dużo stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów różnych rozmiarów i kształtów, tunele, otwory w ziemi dające ci wyobrażenie, jak głęboko pod powierzchnią jesteś, podziemne strumyki i kości kóz i moa (!) tu i ówdzie. 

4. Rotorua i okolice


Jeśli jesteś turystą, na pewno kojarzysz tę nazwę. I dobrze, bo znajdziesz tam większość rzeczy, których potrzebujesz: maoryska kultura, architektura, sztuka i rzemiosło, ptaki kiwi, dymiące dziury w ziemi pachnące siarką, ładne jezioro, największy gejzer południowej półkuli i kilka mniejszych, jedzenie z całego świata, las sekwoi (polecam nocą!), bulgoczące błotne stawiki i naturalnie podgrzewane siarkowe baseny. 

5. Tekapo


Jeziora Tekapo i Pukaki mają nienaturalnie błękitną barwę. Widziałam je wcześniej na zdjęciach, ale nie miałam świadomości, że ten błękit jest aż tak jaskrawy i jasny. Do tego ładnie komponujące się ośnieżone szczyty w tle, maleńki kościółek i pomnik psa. Wszystko jeszcze lepiej wyglądałoby z fioletowymi kwiatami charakterystycznymi dla tego miejsca (łubiny?), ale chyba jeszcze nie kwitły. 

6. Lodowiec Franciszek Józef


Nie można na własną rękę dojść do samego lodowca, ale jako ktoś, kto widział jakikolwiek lodowiec górski na żywo po raz pierwszy w życiu, to było niesamowite przeżycie. Spacer doliną U-kształtną, gdzie kiedyś był lód, ale się cofnął, sprawił, że poczułam się jak na wykładzie z geomorfologii, tylko że o wiele lepiej. Wiecie, o co mi chodzi. Moreny i te sprawy.
W dodatku było cieplutko. I ta nutka ekscytacji, gdy widzisz ostrzeżenia, że w każdej chwili dolina może być zalana wodą. Na szczęście wróciłam cała i zdrowa pomimo braku specjalnego obuwia (kaloszy).

7. Christchurch


Pierwsze miasto na liście! Sama jestem trochę zaskoczona, że to Christchurch, bo jeżdżenie i szukanie parkingu tam to porażka, poza tym zjadłam chyba najgorszą rybę z frytkami w życiu. 
Ale pomijając to, miasto robi wrażenie. Wciąż widać ślady trzęsienia ziemi w 2011 roku w postaci zawalonych lub uszkodzonych budynków nawet w ścisłym centrum miasta, poza tym mieszkańcy szanują pamięć tego wydarzenia - w centrum stoi kartonowa katedra (nie w całości z kartonu, ale i tak fajnie) i 185 pustych krzeseł (każde inne, a wśród nich wózek inwalidzki, mały dziecięcy fotelik itd.) - jedno dla każdej ofiary. 
Poza tym mają bardzo fajne muzeum i galerię sztuki, zwłaszcza galerię sztuki, ze specjalną wystawą poświęconą maoryskiej ekspresji, trochę tradycyjnych obrazów, wystawę związaną z zabawą światłem, dziwne rzeczy typu rzędy laptopów na podłodze, niezrozumiały zegar z przewracających się kolorowych karteczek i rzeźba faceta wgapiającego się w kurczaka.

8. Picton


Niewielkie urokliwe portowe miasteczko - bardzo ważne, bo tam dopływają promy z Wyspy Północnej. Ma kilka ładnych widokowych ścieżek (uwaga na błoto), pizzę z niecodziennymi składnikami i Marlborough Sounds o rzut beretem.

9. Punakaiki


Czyli skały w kształcie naleśników. Niewielki dystans do przejścia od parkingu, kupa zabawy. Kształty w niektórych miejscach działają na wyobraźnię, a morska woda przelewa się z hukiem w wydrążonych przez siebie tunelach.

10. Kaikoura


To właśnie tam jedziesz jeśli chcesz spotkać pingwiny, wieloryby i foki. Pingwinów i wielorybów nie spotkałam, ale z fokami mogłabym przybić piątki. Poza tym odludzie i przyjemne ścieżki z widokiem na klify. 

11. Wanaka


Wspólna nazwa miejscowości i jeziora znanych na instagramie z samotnego drzewa w wodzie. Pewnie byłoby wyżej na liście, ale drzewo wcale nie było w wodzie. Sami zobaczcie. Oszustwo. Mogłam je dotknąć bez moczenia stopy (i zrobiłam to).

12. Taupo


Samo miasto jest po prostu w porządku, ładne jezioro, McDonalds określający siebie jako najlepszy na świecie, ale to wszystko, za to podobał mi się sam fakt, że jestem w miejscu krateru pradawnego superwulkanu.
W pobliżu jest też spacer rekreacyjny wśród dymiących śmierdzących dziur w ziemi (nazwany księżycowymi kraterami, ale ja bardziej czułam się jak na pokrywce czajnika gdy w środku już prawie wrze).

13. Wellington


Przeczytałam w przewodniku, że to jedna z najsympatyczniejszych stolic świata - być może. Nie za duże, choć dla kogoś, kto dopiero wyjechał z dziczy, to i tak sporo do przetworzenia. Ogromne muzeum Te Papa (darmowe!), plaża, port, kolejka (taka jak na Gubałówkę), rzeźby poruszające się na wietrze i ogród botaniczny z roślinami z całego świata. Pod galerią sztuki można grać w tenisa wielkimi paletkami. Po co? Nie wiem, ale to frajda, a wielkie paletki są bardzo ciężkie. Jak miecz dwuręczny.

14. Taranaki


Taranaki to nazwa całego regionu, w którym znajduje się góra Taranaki i na pewno nie byłby tak nisko na liście, gdybym widziała coś więcej tej góry niż samą podstawę, a reszta za chmurami. Ale poza tym jest fajnie. Stratford u podnóży to małe klimatyczne miasteczko w którym mają bardzo ładny i nieco dziki park. I lubią Szekspira.

15. Piha


Godzina jazdy z centrum Auckland (lub mniej, jeśli nie boisz się górskich zawijasów), a czujesz się jak na innej planecie. Dzika plaża z czarnym piaskiem, zatoczka dostępna tylko w czasie odpływu, dziwne formacje skalne, kaczki zaglądające do walizki i znikoma ilość cywilizacji. To był mój ostatni nocleg w Nowej Zelandii, ale zdecydowanie wystarczająco emocjonujący.

EKSTRA DODATEK

23. Queenstown


Światowa stolica sportów ekstremalnych, ale jeśli nie uprawiasz sportów ekstremalnych (lub nie chcesz wydawać kilkuset dolców na pięć sekund zawału), nie ma tam nic nadzwyczajnego. Ładny widok z góry, jeśli zatrzymasz się przed wjazdem do miasta. W samym mieście sporo knajp, restauracji, sklepów z pamiątkami i biur podróży, poza tym jezioro z ośnieżonymi szczytami w tle, ale już chyba zauważyliście, że połowa powyższych punktów zawiera tę atrakcję. 

56. Keiteriteri


Bardzo miłe miejsce z pewnością, jeśli jesteś tam latem i idziesz pływać w morzu albo przynajmniej gdy nie wybierasz się do Split Apple Rock na nogach - 4 kilometry po górach w jedną stronę po to, by zobaczyć je z takiej perspektywy, że Apple w ogóle nie wygląda na Split, poza tym jest mniejsze albo po prostu dalej. Może miałam pecha i w morzu było za dużo wody, by przejść plażą i obejrzeć je pod innym kątem (pewnie ktoś akurat wtedy przelał tu tę wodę z jeziora Wanaka, znając przewrotność losu).

98. Auckland


Miasto czterdziestu ośmiu wulkanów sympatycznie wygląda przede wszystkim z daleka i z góry. Po centrum nie da się jeździć ani chodzić, bo remontują drogą biegnącą wzdłuż nabrzeża i kilka innych. Poza tym nie wpuszczą cię do restauracji, jeśli nie masz paszportu (zgadnijcie kto zostawił paszport w kamperze i skończył jedząc burgera po maorysku z food trucka w deszczu).

130. Rivendell/las Pakuratahi


W lesie nie ma elfów, camping to tylko dostęp do źródła prądu (i tak nieźle) i zimna nieprzyjemna toaleta (bez prysznica), nie możesz spać, bo tuż obok ktoś ćwiczy musztrę (serio), jesteś w górach, więc rano długo czekasz, zamarzając, aż ogrzeją cię promienie słońca, ale za to masz mnóstwo gwiazd nocą gratis. Tam chyba pierwszy raz zobaczyłam krzyż południa i byłam z siebie dumna. 

(fakt, że w ogóle umieściłam te miejsca w rankingu oznacza, że ostatecznie nie były takie złe)

Oczywiście była też cała masa innych klawych, którymi już nie zawracałam Wam głowy. Miasteczka zachodniego wybrzeża przypominające dziki zachód (i w zasadzie będące nim), patyki i pomnik fotela na plaży w Hokitika, zachód słońca w Richmond, sto tysięcy wąskich mostów w drodze przez góry, most nad rzeką Pelarus, gdzie kręcili Hobbita, ptaki ze stopami jak strusie, dziwny park i ogród w Timaru, przedziwne bardzo skupione na lokalnej historii muzeum w Mokau to tylko niektóre z nich. Trzy tygodnie to ogrom czasu podróżowania i zaczynasz prawie czuć się jak obywatel kraju. 
Musicie wiedzieć, że Nowa Zelandia to karuzela przygody, a ten post musiałby być pięć razy dłuższy, by zawrzeć je wszystkie - a ile jeszcze miejsc, których nie zdążyłam odwiedzić lub o których nie wiedziałam. 


Tworząc tę listę nie potrafiłam też uciec przed swego rodzaju wpadnięciem w pewien schemat - chcąc nie chcąc odnoszę się do miejsc wspominanych w przewodnikach a pomijam całkowicie te, które być może były równie ekscytujące, ale twórcy turystycznej narracji je przemilczają, więc ja też nie zdawałam sobie sprawy z ich magii i wyjątkowości. 
Mam nadzieję jednak, że udało mi się przekazać Wam przynajmniej namiastkę.


ZA TYDZIEŃ: W KOŃCU JAPONIA!!! 
w porównaniu do tego, nigdy nie byłam zagubiona w Nowej Zelandii


ENGLISH

The previous post was kind of a spontaneous bunch of reflections and emotions in a frivolous form of a joke - lacking the actual trip itinerary. There will be no travel reports but I can show you small and innacurate map (because unfortunately I am not a geographer at the moment) so you will get the general idea.



The beginning and end of the journey is Auckland, first we went to the east to the Coromandel Peninsula, south via Rotorua, Taupo and Rivendell (haha) to Wellington, we took a ferry to Picton, drove to the west coast with a small trip to Abel Tasman, then down, down, pancakes, glaciers, Hokitika, beaches, dunes, then through the mountains to Hawea, Wanaka and Queenstown, Te Anau, one day bus-ship trip to Milford Sounds, then back north via Queenstown again, Richmond, lakes Pukaki, Tekapo, Christchurch, Kaikoura, back to Picton, one more ferry trip, some small towns on the west coast of North Island, Taranaki, black beaches on the way back north, Waitmo caves, Auckland and finally Piha. 

Before I present the brief characteristics of the most exciting places (I hope it will be extremely subjective, otherwise you would find almost exactly same stuff on any teavel blog or in a guide), watch my video (especially if you are to lazy/discouraged to read):



LIST OF TOP15+ COOL PLACES IN KIWILAND

1. Milford Sounds (including Milford Highway)

It is quite difficult to create a numbered list of places when there were so many of them and each one was unique. But let's try.
Milford Sounds gives you a sense of seclusion and closeness to majestatic uninterrupted nature, gives you waterfalls falling down from dozens of meters high rocks, deep mountain bays, seals waving to you from the distance, crystal blue water, and on the way there snowy peaks reflecting in the surface of the lakes, raw natural landscape, streams, kea parrots and dense green forest. The quintesence of New Zealand. I hope that, reading this, you can smell fresh leaves, hear the sound of a waterfall and warm touch of sunshine during a windy day, because I have all this, writing these words. 

2. Coromandel Peninsula


Perhaps my admiration for this place is due to the fact that it was the first one I actually visited. After a panic departure from Auckland I found my way and reached the destination which I didn't believe would ever happen. The destination was Hot Water Beach and Coromandel Cove. Ho Water Beach is, according to the name, the beach where you can dig your hole and enjoy water warmed by hot rocks located several kilometres below the surface. Coromandel Cove is a cave at the beach and a piece of rock in the water: nothing very special considering the country you are in. But for someone who just got there and realized that driving a campervan is not such a scary thing and even if you are as far from home as you had never been before, somehow you will manage, it is like a gate to the paradise and adventure. 
And actually it's really nice there. Even if you need to walk further than you thought, and, as a consequence, you need to look for your camping in the darkness and the only food you have are the limes from free lime box. 

3. Waitomo caves


Third place for Waitomo caves will be explained by three elements: glowworms, large amount of dripstone and small sheep. 
Little sheep were my companions at the nearby camping. I wrote about them in the previous post.
I don't have good photos of glowworms because my camera couldn't capture it, but imagine a night sky. A night sky that is just above your head and you are on a boat in a complete darkness. Full of stars, but there are hundred times more of them than on the most starry sky you have ever seen. They are also a bit bigger and shine bluish or greenish. 
And dripstone is dripstone. A lot of stalactites, stalagmites and stalagnates of various sizes and shapes, tunnels, holes in the ceiling so you can see how deep below the ground you are, underground streams and occassionally goat or moa (!) bones. 

4. Rotorua and surroundings


If you are a tourist, you definitely know the name. And that's good because you will find there most of the things you have to see while being in New Zealand: Maori culture, architecture, art and crafts, kiwi birds, smoking holes in the ground smelling of sulfur, a nice lake, the larges geyser of the southern hemisphere and several smaller ones, food from around the world, redwood forest (recommended by night!), bubbling mud ponds and naturally heated sulfur pools.

5. Tekapo


Tekapo and Pukaki lakes have an unaturally blue color. I saw the pictures before but still  was really surprised how bright is the blueness. In the backgound there are some snowy peaks (of course) and in the foreground (not of this pic, but believe) a tiny church and a dog statue. Everything would look even better with those purple flowers (lupins?) but they haven't bloomed yet. 

6. Franz Josef glacier


You can't get to the glacier or your own but you can have a nice walk in the valley and see it from a distance - as someone who had never seen a glacier in real life before, it was an amazing experience. Walking through U-shaped valley and seeing all the landscape made me feel like on a geomorphology lecture, only it was much much better. You know, moraines and stuff.
In addicion, it was nice and warm on that day. Excitement was even bigger after reading the warnings that the valley may be flooded any time. Fortunately, I managed to come back despite lacking special footwear. 

7. Christchurch


First city on the list! I am a little surprised that it is Christchurch because driving and trying to park there is a nightmare, also, I probably had the worst fish and chips in my life there.
But apart from that, city is impressive. There are still things that reminds people of 2011 earthquake: collapsed or damaged buildings in the city centre, cardboard cathedral (not entirely made of cardboard, but still good) and 185 empty chairs of different shapes and sizes, including a wheelchair and a baby chair - one for each one of the people who died in earthquake. 
There is a museum and art gallery and art gallery was one of my favourite art galleries ever: special exhibition dedicated to Maori expression, some traditional paintings, an exhibition related to playing with light and shade and some strange stuff like rows of laptops on the floor, an incomprehensable clock made of colorful cards and a realistic sculpture of old man staring at a chicken. 

8. Picton


Small charming port town and a very important spot because from here you get on a ferry towards North Island. It has some nice scenic walking routes (be careful with the mud), pizza with weird ingredients and Marlborough Sounds nearby. 

9. Punakaiki

One word: pancakes. A short walking distance from a parking lot, lots of fun. You can use your imagination when you see the shapes of rocks and hear the water splashing loudly in the tunnels and caves. 


10. Kaikoura


This is where you go if you want to meet penguins, whales and seals. Penguins and whales weren't there, but I could hit high fives with the seal. Pleasant remote area with walking paths overlooking the cliffs.  

11. Wanaka


The name of both the town and the lake well known on instagram because of the lonely tree in the water. It would probably be higher on the list, but the tree wasn't in the water at all. See for yourself. They lied to us. I could walk there and touch it. Which I did. 

12. Taupo


The town itself is just fine, good big lake, McDonalds describing itself as the best McDonalds in the world, but that's all. I liked the very fact that I am standing in the place of the ancient super volcano crater.
Also, not a long drive from the town, there is a recreational walk among smoky holes in the ground named craters of the moon. In fact, I felt more like I am walking on a lid of a kettle with boiling water inside. 

13. Wellington


I read in the guide that it is one of the nicest capital cities in the world - maybe. Not too big, yet for someone who has just left the wilderness it is still a lot to process. Huge Te Papa museum with free entrance, beach, harbor, cable car, sculptures moving with the wind and a botanical garden with plants from around the world. You can play tennis with huge rackets outside of the art gallery. Be careful, huge rackets as heavy. Like a big sword. Good exercise.

14. Taranaki


Taranaki is the name of enitre region where Taranaki mountain is located and it certainly wouldn't be so low on the list if I had a chance to see anything more than the base of it with the rest hidden in the clouds. But anyway it's fun. Town of Stratford has nice and somewhat wild park. They like Shakespeare. 

15. Piha


Only one hour drive from city centre of Auckland (or less if you aren't afraid of winding mountain roads) but you feel like you are on another planet. A wild beach with black sand, a small cove available only at a low tide, strange rock formations, ducks trying to get your suitcase and a negligable amount of civilisation. It was my last night in New Zealand, but definitely exciting enough. 

EXTRA

23. Queenstown

The world capital of extreme sports but if you don't like extreme sports (or you don't want to spend a few hundred bucks on five seconds of heart attack), there is really nothing extraordinary. Nice lookout from above if you stop before entering the city. In the city itself a lot of pubs, restaurants, souvenirs shops and travel agencies, as well as a big lake with snowy peaks in the background, but you have probably already noticed that you have those things everywhere else. 

56. Keiteriteri


A very cool place for sure if you are there in the summer and go swimming in the sea or at least when you decide not to walk to Split Apple Rock (because there is a road). 4 kilometres (one way) in the mountains is not a pleasant walk when you realize in the end that from that point Apple Rock doesn't look very Split and it is smaller or further than you expected. Maybe I was unlucky and there was too much water in the sea to cross the beach and see it from different angle (probably someone had poured some water from lake Wanaka so I couldn't enjoy it either).

98. Auckland


The city of 48 volcanoes looks nice mainly either from afar or from above. It is impossible to drive or walk around in the centre because they are currently renovating the waterfront road. And several others. Also, they won't let you into the restaurant in you don't have a passport - even if you're not going to buy any drinks. Guess who left her passport in the campervan and ended up eating a Maori burger from the food truck in the rain.

130. Rivendell/ Pakuratahi forest


There are no elves in the forest, camping means only acces to the power source (not bad) and a cold unpleasant toilet (no shower), you can't sleep because someone is practicing the drill just next to you (not joking), you are in the mountains, so in the morning you wait for a long time, freezing, until the sun warms you up, but you have plenty of stars at night for free. I saw the southern cross there for the first time and I was proud of myself.

(the fact that I included these places at all in the list means that they ware somwehow good)

Of course, there was a whole bunch of other things that I didn't bother you with. You must know that New Zealand is an adventure carousel and this post would need to be five times longer to include them all - and what about all the places I didn't manage to visit. Western towns where you can feel like you are in the Wild West (and you actually are), bug sticks on the beach in Hokitika, and a sculpture of an armchair, sunset in Richmond, 100 000 narrow bridges on the way through mountains, bridge over Pelarus river, where they shot Hobbit, birds with feet like ostriches, a strange park and garden in Timaru, focused on the local history museum in Mokau are only some of them. 3 weeks of travelling is such a long time that you can almost start feeling like a citizen. 



When creating this list I couldn't escape from falling into a certain pattern - wanting or not wanting I refered to the places mentioned in the guides and skipped ones that may have been equally exciting but narrators of the tourist narrative pass over them so I feel like I should as well. I hope, however, that I was able to give you a small touch of what I've experienced. 


NEXT WEEK: FINALLY JAPAN
comparing to this, I never felt lost in New Zealand



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz